Tym razem nie mam nic na usprawiedliwienie
tak haniebnie późnego terminu ukazania się tej notki. Ale cóż poradzę, że
czytanie opowiadań nie jest moją najmocniejszą stroną? Co innego publicystyka –
ją, bardzo smakowitą w tym drugim z urodzinowych numerów Nowej Fantastyki,
pochłonęłam w jeden dzień.
Zacznijmy może od wstępniaka
Jakuba Winiarskiego. Pan Red. Nacz. tym razem poświęcił parę słów barwnej
postaci, jaką niewątpliwie jest Michio Kaku – amerykański naukowiec znany
głównie z licznych filmów i seriali popularnonaukowych (moim ulubionym jest „Fantastyka
w laboratorium”). Ja tylko ubolewam, że fantasy nie doczekała się jeszcze
osoby, która byłaby dla niej tym, czym Michio Kaku jest dla SF. Może kiedyś się
doczekam.
Tymczasem Jakub Ćwiek zastanawia
się w swoim felietonie, kiedy i jak prawdziwy mężczyzna (tzn. pisarz) kończy. I
dlaczego raczej nie powinien wracać do tej samej złotej rzeki, która kiedyś
przyniosła mu sławę i uznanie. Dalej mamy bardzo długi i niezwykle
zajmujący artykuł Jacka Dukaja, w którym autor prześledził trendy w polskiej
fantastyce na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. W przeciwieństwie do
artykułu Cetnarowskiego z poprzedniego numeru, tekst Dukaja ma charakter raczej
subiektywny. Mimo to (a może dlatego) autor snuje ciekawe przemyślenia, a nawet
przepowiada fantastyce przyszłość. Następnie Konrad Węgrowski bierze pod lupę
fantastykę na ekranie. Przygląda się głównym trendom, wybitnym dziełom i
ogólnym założeniom filmów fantastycznych z ostatnich trzydziestu lat. Szkoda tylko,
że fantasy potraktował nieco po macoszemu.
Dalej mamy felieton Michaela
Sullivana – a właściwie dwa felietony w jednym, czyli kolejny dowód na to, że w
przyrodzie nic nie ginie i nawet tekst, który się w poprzednim numerze nie
zmieścił w końcu wypłynie. Autor doradza pisarzom najpierw jak nie lać wody i
wycinać zbędne słowa z tworzonych tekstów (poświęcił nawet kilka chwil
przypadłości zwanej w polskim światku wanna be pisarzy i ich beta-czytelników
zaimkozą), a później skąd brać pomysły i jak walczyć z blokadą pisarską.
Kolejny tekst „z lamusa” nieco
mnie rozczarował. Tematem były recenzje z początku wieku i szczerze mówiąc,
liczyłam na jakieś smaczki w stylu: obsmarowany pisarz pobił recenzenta, albo
choć zarys jakichś ogólnych tendencji epoki. A tu tylko cytaty ze starych
tekstów… Lepiej wypada artykuł Marcina Zmierzchowskiego. Jest to, jak się zdaje,
pierwszy tekst w rubryce okołoksiążkowej (w grudniowym numerze też taki mamy,
więc liczę, że cykl się utrzyma). Tym razem na tapecie Paolo Bacigalupi i jego
twórczość dla młodzieży. Choć szczerze mówiąc, wolałabym czytać omawianą
twórczość.
Na koniec jeszcze trzy felietony.
Rafał Kosik snuje pełne goryczy rozważania o polskim rynku ebooków. Peter Watts
natomiast przytacza pewne niepokojące wyniki badań. Niepokojące i bardzo
ciekawe, bo wynika z nich np. to, że ekstremistom w zasadzie wszystko jedno,
jakiego ekstremalnego poglądu bronią… Jak zwykle warto przeczytać. Zaś Łukasz
Orbitowski opowiada o „Amerze” i w zasadzie to jedyne, co osoba
niezainteresowana horrorem może o tym tekście powiedzieć. Ale zainteresowanym
polecam.
Skończywszy z publicystyką,
przejdźmy do opowiadań. Mam wrażenie, że znakiem rozpoznawczym listopadowej NF
jest „przyjemny przeciętniaczek”. „Pułapka Tesli” Andrzeja Ziemiańskiego jest
taka – fajnie się to czyta, ale akcja jest mocno przewidywalna. Podobnie z „Masz
to jak w banku” Bartosza Działoszyńskiego. Tu co prawda przewidywalności nie da
się zarzucić, ale tekstowi brak ciężaru, jakiegoś ładunku, czy to
emocjonalnego, czy jakiegokolwiek innego. To samo z „Dotykiem Niebios” Jasona
Stanforda – historia banalnie prosta, nie wybitna, ale całkiem ciekawie napisana.
Na Pratchetta zawsze można liczyć i jego „Piekielny interes” to pocieszny
maluszek, ale nie oszukujmy się – poza odrobiną rozrywki niewiele więcej można
oczekiwać od tekstu, który autor napisał w wieku trzynastu lat. Premierowa „Aeromaus”
Catherynne M. Valente jest przypadkiem osobliwym. Ni w ząb nie udało mi się pojąć,
co autorka miała na myśli, ale jej styl i język są przyjemne niczym spokojna,
klasyczna muzyka i już tylko za nie jestem gotowa uznać lekturę opowiadania za
wielce udaną.
Teraz wybaczcie, lecę czytać następny numer.;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.