O „Protektoracie Parasola” trochę
się już upisałam – w końcu trzy tomu zrecenzowane, autorka nie wykazuje
znacznego obniżenia formy, głupot nie wypisuje, no nie ma się do czego
przyczepić, a produkowanie nowych peanów pochwalnych jest jednak dość nudne.
Dlatego tym razem sprzedam wam jedynie garść luźnych i całkowicie subiektywnych
refleksji odnośnie „Bezwzględnej” (i nie tylko).
Słów kilka o fabule (tutaj wyrazy
uznania dla twórcy blurbów z okładki – właśnie takie powinny one być). Nasza
droga Alexia sieje popłoch wśród mieszkańców rezydencji – gniew kobiety w
zaawansowanej cięży bywa destrukcyjny, a przeciwstawiać się mu jakoś
niezręcznie. Ponadto nagle okazuje się, że czeka ją przeprowadzka, a jakiś duch
na granicy zdrowia psychicznego bełkocze o zamachu na królową. Ze względu na
zajmowane stanowisko Alexia musi to sprawdzić, co z kolei oznacza grzebanie w
brudach przeszłości…
Cóż, tom czwarty może nie wznosi
się na takie wyżyny oryginalności i humoru, jakie zajmował tom pierwszy, ale z
drugiej strony nie opada poniżej poziomu pozostałych tomów. Tak samo jest pod
wszystkimi innymi względami warsztatowymi. W zasadzie więc mogłabym recenzję na
tym zakończyć, ale nie będę tak łaskawa
i trochę literek dla szanownych czytelników jeszcze wyprodukuję.
Jest w „Bezwzględnej” kilka
rzeczy, które mi się podobały, zarówno takich, których w poprzednich częściach
nie było (lub było mało), jak i takich, które wystąpiły wcześniej, ale
zapomniałam o nich wspomnieć. Zacznijmy więc od odpisu ciąży. Nie jest to z
pewnością stan ociekający łzawym, kiczowatym romantyzmem, jak prezentuje go
większość tzw. literatury kobiecej. Carriger co prawda ośmiomiesięcznego
brzucha swojej bohaterki nie demonizuje, ale w przezabawny sposób przedstawia
wszystkie dolegliwości (ze szczególnym uwzględnieniem huśtawki nastrojów).
Bardzo mi się podoba taka szczerość okraszona humorem bez groteskowości.
Drugą rzeczą, jaką autorka mnie
zaskoczyła, jest uchylanie rąbka tajemnicy tam, gdzie czytelnik nawet nie
podejrzewał jego istnienia. Tutaj niewiele mogę napisać, żeby nie zdradzić zbyt
dużo, ale z tomu na tom czytelnik dowiaduje się czegoś, o co nawet nie
przyszłoby mu do głowy pytać.
Zebrało mi się też na kilka słów
w kwestii strojów. Tak jak niezmiernie mnie nudzi szpanowanie metkami w
młodzieżowych paranormalach, tak opisywane przez Carriger kapelusze i suknie
wydają mi się fascynujące. W czym tkwi różnica? Cóż, być może chodzi o ilość. W
powieściach Carriger takie opisy można na palcach jednej ręki policzyć, w
powieściach młodzieżowych (i nie tylko) jest ich po kilka w rozdziale. Co za
dużo, to jak wiadomo, niezdrowo. Może też chodzić o technikę. Autorka
„Bezwzględnej” nie ogranicza się do podania koloru i napisu na metce, a ja
bardzo lubię bogate i zgrabne opisy. A może po prostu chodzi o egzotykę czasów
minionych? Dziewiętnastowiecznych sukni nie obejrzymy na ulicy. Spodni od
Gucciego może też nie, ale spodnie to przecież zawsze spodnie, a nie dziewiętnastowieczna
suknia spacerowa z dodatkami.
Ten zagmatwany i rozlazły wywód
pozwolę sobie podsumować krótko: czytajcie Carriger, bo przed nami już tylko
jeden tom. A potem wykupią z księgarń i co będzie?
Tytuł: Bezwzględna
Autor: Gail Carriger
Tłumacz: Magdalena Moltzan-Małkowska
Tytuł oryginalny: Heartless
Cykl: Protektorat Parasola
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2012
Stron: 364
Tłumacz: Magdalena Moltzan-Małkowska
Tytuł oryginalny: Heartless
Cykl: Protektorat Parasola
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2012
Stron: 364
Uwielbiam serię! Czytałam wszystkie poza tym właśnie tomem i nadal na niego poluję. Chyba się nie doczekam i zakupię na jakiejś wyprzedaży teraz po świętach, jak gdzieś się trafi :)
OdpowiedzUsuńJa poluję na pierwszy, bo tylko jego brakuje mi do kolekcji. No i nie mogę doczekać się ostatniego.;)
UsuńPierwszy tom już za mną, ale żem leniwa, to nie spłodziłam recenzji i wrzucę wrażenia do najbliższego Przeglądu. Niemniej jestem zachęcona do zapoznawania się z kolejnymi tomami, ale pewnie dopiero za jakiś czas, bo znów mi się jakaś kolejka pilnych lektur ustawiła. Ale wracając do sedna - wyjątkowo przyjemnie rozczarowująca seria, zapałałam sporą sympatią. Jakby tak jeszcze więcej steampunku było, a nie tylko drobne wtręty, to już bym w ogóle była w pełni usatysfakcjonowana.
OdpowiedzUsuńTo Cię zachęcę do dalszej lektury - im dalej w cykl, tym więcej steampunku.;) Choć na poważnie gadżety pojawiają się dopiero w trzecim tomie.:)
UsuńLektura zabawna z mądrym, dojrzałym humorem i satyrycznymi dialogami. Po prostu uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńTaaaak, i teraz nic tyle czekać, aż Prószyniak łaskawie wyda tom piąty...
OdpowiedzUsuń:*
Właśnie. Pewnie w przyszłym roku.:)
UsuńNigdy nie byłam zainteresowana tą serią i fragment o humorze w pierwszej części mnie zachęcił, ale nie jestem do końca pewna, czy chce mi się czytac tą sagę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku:)
Oj, tam, zaraz sagę - to tylko pięć niedużych tomów. Poza tym, pierwszy tworzy zamkniętą całość, więc jeśli Ci się nie spodobo, to spokojnie możesz na nim poprzestać.:)
UsuńUwielbiam tę serię! Jestem bardzo ciekawa co autorka zgotuje nam w ostatnim tomie :)
OdpowiedzUsuń