Napatrzyłam się na innych blogach
na nowiutkie, błyszczące i pachnące drukarnią wznowienia historii o Conanie,
wypuszczone przez Rebis. I zazdrość mnie ogarnęła, bo też te cudeńka chciałam
mieć, zwłaszcza, że były powszechnie chwalone. Ale zdrowy rozsądek zwyciężył i
zamiast czym prędzej pognać do księgarni, pierwej udałam się na rekonesans
biblioteczny, bo pamiętam jeszcze malutkie, czarne książeczki z lat
dziewięćdziesiątych, których imię było legion, a twarzą czarnowłosy osiłek.
Wykoncypowałam sobie, że i oryginalne, howardowskie opowiadania też gdzieś tam
muszą być – i znalazłam tomik z trzema tekstami Roberta Erwina. Całe szczęście,
że jednak nie poszłam do księgarni.
Może najpierw słówko o
zawartości. W „Conanie wojowniku” znajdziemy: „Czerwone ćwieki”, „Skarby
Gwalhura” i „Za Czarną Rzeką”. Pierwsza z tych historii opowiada o wyprawie
Conana i piratki Valerii do zapomnianego miasta i przygodach, jakie tam
przeżyli. Druga mówi o wyprawie Conana do legendarnej świątyni i klejnotach,
jakich tam szukał. Trzecia zaś to mały wycinek z walk w rejonie Akwilonii,
graniczącym z ziemiami krwiożerczych Piktów. „Za Czarną Rzeką” to moje ulubione
opowiadanie – narracja jest prowadzona z perspektywy innego bohatera, Balthusa,
i w niektórych kawałkach Conan nie występuje.
Długo zastanawiałam się, co
sprawia, że lektura idzie mi jak po grudzie. Może schematyczne fabułki oparte
na rąbance? Nie, przecież właśnie tego spodziewałam się po opowiastkach o
barbarzyńcy. Może kiepski warsztat pisarza? Ten akurat zaskoczył mnie bardzo
pozytywnie, bo jest o niebo lepszy, niż obecnie spotyka się w opowiadaniach
nastawionych na wypruwanie flaków i efektowne wymachiwanie orężem. Może
kiepskie tłumaczenie? No, prawda, tłumacz się za bardzo nie popisał (zdarzyło
mu się np. pomylić ogłowie z wędzidłem), ale to mnie zawsze raczej bawi, niż
irytuje (poza nieco pompatyczną manierą tekstów może, ale tu z kolei nie wiem, czy
zawdzięczam ją autorowi, czy tłumaczowi, więc nic nie mówię). Fatalna redakcja?
A ktoś się czegokolwiek lepszego spodziewał? Dobrze, że to się w ogóle daje
czytać. W końcu doznałam olśnienia: chodzi o samego głównego bohatera i to, w
jaki sposób zagina się wokół niego czasoprzestrzeń świata przedstawionego.
Ja wiem, że Conan to klasyka,
leciwa ramotka i że w tym typie prozy tak się pisze. Problem polega na tym, że
nienawidzę bohaterów niezniszczalnych. Zwłaszcza takich, w przypadku których
autor nawet nie usiłuje czytelnika zwodzić, że coś może jego pupilkowi grozić,
albo ktoś może się z nim równać (a jeśli naszego bohatera nie daj boże w czymś
przewyższa, to zginie rychło i marnie). Sam Conan jest takim typem bohatera:
skrada się po ruinach pradawnego miasta lepiej i ciszej, niż ludzie, którzy się
w nim wychowali, słuch ma lepszy niż pantera, jest szybki jak chomik na
kofeinie, niejednego uczonego powaliłby ogrom jego wiedzy a hordy przeciwników
rozwala jedną rączką. Ogólnie, facet gra na kodach i prawdopodobnie są to kody
na God Mode. Dlatego też po przeczytaniu jednego tekstu czytelnik dowiadując
się o straszliwej zasadzce na naszego bohatera, o której Conan nie wie i
beztrosko się w nią ładuje, prycha tylko ze znudzeniem – przecież autor nie
pozwoli, żeby barbarzyńcy stało się cokolwiek. Serio, płakałabym z radości,
gdyby bohater choć raz dostał solidne bęcki.
Inna rzecz, z powodu której nie
lubię Conana (tu bardziej jako cyklu, niż bohatera), to to, jak autor pisze
postacie kobiece. I o ile są to niewolnice, tancerki, aktorki czy inne łagodne
stworzonka, fakt, że przy barbarzyńcy zamieniają się w rozlazłe mameje nie
dziwi. Nie dziwi nawet to, że każda chce mu wskoczyć do łóżka (ten motyw fajnie
sparodiował Dariusz Domagalski w jednym ze swoich opowiadań), bo czytelnik
widzi, że bohater zwierzęcy magnetyzm posiada i jest w nim coś autentycznie
intrygującego. Nie dziwi też krótkotrwałość tych romansów, bo z takim super
macho manem żadna normalna baba długo nie wytrzyma. Wkurza mnie to, że jak już
autor stworzył kobietę zadziorną i w wojennym rzemiośle obeznaną, to gdy tylko
Conan na horyzoncie się pojawił, zrobił jej lobotomię. I tak to piratka, która
korsarstwem zajmuje się od lat, kapitanem została i wiele mord obiła, truchleje
ze strachu przy byle okazji, opada z sił przy byle wysiłku (przyznam, że czasem
nawet słusznie) i ogólnie jakoś jej urywa od umiejętności walki, gdy tylko
fabuła wymaga, żeby ktoś ją uratował…
Sam Conan, poza tym, że jest
konkursowym Garym Stu, jest też całkiem zmyślnie skonstruowaną postacią. Trzeba
przyznać Howardowi, że ładnie splótł porywczą naturę barbarzyńcy z bystrą
inteligencją i takim systemem wartości, żeby czytelnik mógł Conana polubić.
Sama bym go polubiła, gdyby nie wyżej wymienione powody.
Jaki werdykt? Cóż, z pewnością
opowiadania o Conanie mogą się podobać, jeśli kogoś bawi czytanie o
wszechmocnych herosach. Mnie nie bawi, więc resztę przygód barbarzyńcy poznam
jedynie z kronikarskiego obowiązku. I z pewnością nieprędko.
Tytuł: Conan wojownik
Autor: Robert E. Howard
Tłumacz: Zbigniew A. Królicki
Tytuł oryginalny: Conan The Warrior
Cykl: Conan
Wydawnictwo: Art
Rok: 1991
Stron: 213
Mnie też nie bawi. Nawet nie będę próbować.
OdpowiedzUsuńKiedyś kupiłam sobie taką właśnie małą książeczkę ... i stwierdziłam że czytanie o Conanie to ja jednak sobie daruję :)
OdpowiedzUsuńCokolwiek słusznie.;)
UsuńZgadzam się w całej rozciągłości :) I ja nie przepadam za czytaniem o wszechwiedzących i genialnych głównych bohaterach. Strasznie to nudzi :)
OdpowiedzUsuńO właśnie - nudne to po prostu, nie ma się nawet czym poekscytować czy poemocjonować.
UsuńWzięłam niedawno udział w konkursie, w którym był do wygrania zestaw dwóch nowych książek o Conanie Rebisu. Nie wygrałam, trudno, kupować nie zamierzam. Dlaczego? Patrz akapit 5 twojego tekstu :) Bo jakkolwiek wszechmocnego herosa bym jeszcze przeżyła, tak jestem uczulona na taki wizerunek kobiet w książkach...
OdpowiedzUsuńJa właśnie też jestem uczulona. O ile w "Skarbach..." mamy tancerkę-niewolnicę i jej przerażenie i bezradność nie dziwią, to zatwardziała kapitan pirackiego statku nagle zamieniona w rozlazłą mameję już owszem. Choć sam opis Valerii na początku już powinien ostrzegać - babeczka konno, w rozchełstanej, krótkiej koszuli, szorcikach i skórzanych butach do pół uda...
UsuńPrawdę mówiąc, nie czytałam jeszcze żadnego tekstu o Conanie, ale, jak mówisz, z kronikarskiego obowiązku, też czuję, że wypada. No i te wydania Rebisu takie ładne, że kupiłabym... Ale po Twojej recenzji widzę, że zapowiada się niezła przeprawa i muszę to jeszcze przemyśleć. Nie spodziewałam się, że Conan był taki idealny - tzn. że silny i jurny, to tak, ale że do tego taki mądry i bystry? Szok, pozory wizualne mnie zmyliły! :D
OdpowiedzUsuńW sumie to to byłby nawet fajny bohater - prawidłowo skonstruowany, na swój sposób sympatyczntczny, z szarmanckim (jak na barbarzyńskiego wojownika) podejściem do kobiet i w ogóle inteligentnie honorowa bestia. Ale jak się po raz entny czyta, jak losowa postać zachwyca się conanową zwinnością/kunsztem walki/inteligencją/siłą/sylwetką/sprawnością strzelecką/wiedzą/zdolnościami językowymi i czym tam jeszcze, to po prostu witki opadają...
UsuńA tak btw. Sapkowski jeszcze jakiś czas temu skarżył się, że jak wiedźmin dostał bęcki od czarodzieja, to się fani burzyli, że jak to tak bohatera poniewierać. Zastanawiam się, czy coś się zmieniło w fandomie, czy my po prostu nie jesteśmy przeciętnymi fankami, że nam wszechmocni herosi przeszkadzają...
Najpierw odniosę się do ostatniej linijki komentarza powyżej (jest zaraz pod okienkiem z wpisywaniem tekstu i tak mi troszkę ciąży). Nigdy nie zgodziłabym się, że Conan jest idealny czy, tak jak określiłaś, Moreni, wszechmocny. (Zakładam, że ma to odniesienie do Conana, a jeśli nie, to proszę o poprawienie). Mylące jest to, że uosabia on postać zwinną, szybką, mocarną, a przy tym wcale nie głupią - to spory zbiór atutów, w dodatku często wykorzystywany podczas przygód. Ale, na co zwróciłam szczególną uwagę przy czytaniu, przedstawia też taki wiejski, antyurbanizacyjny model prostego, naiwnego, nieświadomego intryg człowieka. Innymi słowy, w tym kontekście określiłabym go jako nieco ograniczonego. Inna sprawa, że ulega on delikatnym zmianom w różnych opowiadaniach. A co ważniejsze, zauważ jak bardzo Conan nie lubi sił nadprzyrodzonych (w zbiorze Rebisu zostało to doskonale pokazane), jak boi się ich, a jego pierwszą reakcją nań jest chęć ich wyeliminowania. To duża słabość, ukazana zarówno wprost, opisem słownym, jak i właśnie jego reakcjami. Zdarza się też, że to nie on jest tym, który trzyma sprawy w swoich rękach - czasem udaje mu się wyjść cało wyłącznie dzięki innym albo przypadkowi.
OdpowiedzUsuńZgodzę się poniekąd z akapitem o kobietach - sama przymykałam oko na wzdychanie do Conana - ale też doceniam, że jednak pewne mocne cechy kobiet (a nawet swego rodzaju emancypacja) się pojawiały. Mam przy tym wzgląd na okres powstawania opowiadań. Przecież to były lata 30., z jednej strony po wojnie musiano przyznać kobietom trochę racji w ich "fanaberiach", że mogą robić coś więcej niż tylko ładnie wyglądać, w końcu udowodniły to, kiedy męska część populacji walczyła, ale z drugiej wciąż patrzyło się na to z powątpiewaniem. Dostrzegam u Howarda pewien schemat: kobiety bywają silne i samowystarczalne, ALE lgną do "prawdziwego mężczyzny". Myślę, że ma to bezpośredni związek z samym życiem pisarza, niedowartościowanego w sprawach związków, a w dodatku będącego pod silnym wpływem matki. Ale na tym skończę, bo przyznaję, że nie mam wystarczających danych, by analizować.
Dodam jeszcze, że sama podwyższyłam ocenę książki Rebisu przez bardzo satysfakcjonujące wydanie z ogromna ilością dodatków. Myślę, że spora część czytelników też zwróciła na to uwagę.
W sumie może za słabo to zaznaczyłam (dopiero później przyszło mi do głowy, że to nie dla wszystkich oczywiste) ale wszystkie moje uwagi odnoszą się tylko do tych trzech opowiadań, w których to Conan jest już po czterdziestce i bardziej się już chyba nie rozwinie.
UsuńZ tą nieświadomością intryg w sumie poniekąd się zgodzę - ale dzięki jego nieufnością wobec kapłanów i innych mocy nadprzyrodzonych, o której wspomniałaś (a to kapłani albo inni magowie najczęściej snują te intrygi) nie występuje sytuacja, gdzie naiwny Conan daje się złapać. I ta niby wada (nieufność wobec magii) okazuje się nagle zaletą. Poza tym, nie oszukujmy się, wiadomo od razu, że Conan intrygantów rozwali jednym paluszkiem (albo zrobią to za niego sprzyjające okoliczności przyrody). W sumie nie chodzi mi tylko o to, że Conan jest wszechmocny. Raczej o to, że nawet jeśli okaże się niedomagać w jakiejś dziedzinie, to i tak wyjdzie z draki bez szwanku dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (kluczowe w tym zdaniu jest wyrażenie "bez szwanku").
Co do kobiet, to nie przeszkadza mi to, że "lgną do prawdziwego mężczyzny", co nawet napisałam w recenzji. Raczej to, że nawet jeśli już pojawią się u nich "mocne cechy", natychmiast wyparowują, kiedy pojawia się Conan - jak u wspomnianej Valerii, która świetnie sobie radziła uciekając konno przez pół kontynentu ale kiedy Conan ją dogonił, nagle zaczęła panikować z byle powodu , nie radzić sobie z żadną przeszkodą i nie dostrzegać oczywistych zagrożeń (które to objawy ustąpiły, gdy tylko się z Conanem rozdzielili w celu przeszukania lochu). Mamy więc to, czego najbardziej nienawidzę - lobotomię za pomocą imperatywu narracyjnego, bo potrzeba dziewicy do uratowania. Co do związków z życiem pisarza, to moja absolutna zgoda - też mi to przyszło do głowy.
W sumie z wydania Rebisu najbardziej intrygują mnie te dodatki i przedmowy. Same opowiadania jakoś tak mniej.
„Raczej o to, że nawet jeśli okaże się niedomagać w jakiejś dziedzinie, to i tak wyjdzie z draki bez szwanku dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (…)”, masz rację, w taki prosty sposób to działa, nie tylko zresztą przy Conanie. Cykle skupiające się na przygodach wokół kluczowego bohatera funkcjonują przez to, że kluczowemu udaje się przeżyć, czy to Bond, czy Superman i jego klony, czy Barbarzyńca. Nie jest to szczególnie wyrafinowane podejście, ale Conana uwielbiano, Howard zaś w pewnym okresie życia popadł w tarapaty finansowe i z tego co pamiętam, produkował opowiadania z dużym uwzględnieniem wynagrodzenia za nie.
Usuń„Co do kobiet, to nie przeszkadza mi to, że "lgną do prawdziwego mężczyzny" (…)” - tak, wiem, jeśli zabrzmiało inaczej przez moje ogólniki, to niezamierzenie, chciałam nawiązać do tych silniejszych kobiecych charakterów i lobotomii. :) Według mnie, jeśli chcieć zastanowić się pod kątem życia Howarda, to właśnie jest najbardziej interesujące, że te wszystkie amazonki ulegają i podporządkowują się Conanowi, abstrahując już od tego, czy uważamy to za dobry zabieg, czy nie. Aż z ciekawości poszukałabym czegoś więcej o Howardzie.
Nie dziwi mnie, że same opowiadania ciekawią Cię mniej, ja np. czytałam je z zainteresowaniem nie dlatego, że faktycznie wsiąknęłam mocno w opowieść, bo z tym było różnie, a przez to, że uwzględniłam szerszy kontekst, podwaliny pod fantasy. Trochę nierozsądnie byłoby patrzeć na nie jako twór oderwany od czasów, w których powstawał.
"Cykle skupiające się na przygodach wokół kluczowego bohatera funkcjonują przez to, że kluczowemu udaje się przeżyć..." ja wiem, że to tak działa - miło byłoby jednak, gdyby bohatera te straszne przygody trochę sponiewierały. Dlatego nie kupuję Conana, Bonda i Supermana, bo ich żadna przygoda nie jest w stanie sponiewierać. Kupuję za to Geralta z Rivii regularnie obijanego do nieprzytomności, człowieka pająka z rozterkami moralnymi i wiecznym poczuciem winy czy nawet tego nieszczęsnego, najlepszego we wszystkim Kvothe, który czasem działa bezmyślnie i za to dostaje po tyłku. do tego odnosi się moje "btw" w odpowiedzi pod komentarzem Oci - nie potrafię lubić niezniszczalnych, zawsze najlepszych bohaterów.
UsuńHm, jeśli patrzeć na kwestię kobiecą z perspektywy psychologicznej, to mogłoby być bardzo ciekawie. Ale z perspektywy literackiej... Jak pisałam, wiem że taki był zamysł, żeby każda babka omdlewała owiana samczym feromonem Barbarzyńcy, ale nic nie jest w stanie mnie przekonać, że nagła zmiana charakteru postaci pod wpływem li tylko imperatywu narracyjnego (i bliżej nieokreślonego feromonu) nie jest błędem. Zwłaszcza, że już sama potrafię wymyślić kilka ciekawych rozwiązań tego problemu, gdzie i wilk byłby syty, i owca cała. Choć mogłabym wybaczyć to w tekstach tworzonych pod publiczkę - ale tu znowu mamy raczej do czynienia z aspektem psychologicznym (dlaczego motyw poskromionej amazonki po lobotomii tak się podobał?), niż literackim (bo takie rozwiązanie uważam po prostu za bardzo kiepskie).
Właśnie ten szerszy kontekst najbardziej mnie interesuje w wydaniu Rebisu. I to nawet nie jest tak, że oceniam tekst w oderwaniu od czasów - po prostu nawet świadomość czasu powstania nie jest mi w stanie zrekompensować kilku rzeczy.
Czy ja wiem, że tak żadna przygoda go nie poniewiera… Nie mam książki pod ręką, bo czytałam dzięki bibliotece, ale zdarzały się w opowiadaniach patowe sytuacje i niemal śmiertelne obrażenia. Nie jestem w stanie podać konkretów, zresztą nie znam wszystkich jego przygód, ale pamiętam, że trochę napięcia w tym było. Może odbiera tę niepewność o losy bohatera świadomość, że pod koniec Conan doczekał się awansowania na władcę Aquilonii i że rządził nią długo i we wspaniałym (oczywiście) stylu? Cóż, jest coś w tym, o czym piszesz, ale nie popadałabym w skrajność, twierdząc, że nic go nie poniewiera.
UsuńMożna wymyślić lepsze rozwiązania z kobietami, sęk w tym, dlaczego Howard tego nie zrobił (dlatego też mnie to interesuje). ;) A pod względem literackim nie mogłabym powiedzieć nic innego niż to, że się z Tobą zgadzam.
Jakoś do Conana mnie nie ciągnie. Chyba wolę czytać o bohaterach mitologii greckiej i rzymskiej (których uwielbiam)...
OdpowiedzUsuńPamiętam jak byłam zachęcana do Conana przez mojego ex, a ponieważ zawsze mnie drażniły jego fascynacje (przesadzał i to bardzo...) to nie potrafiłam się jakoś przemóc. No i fakt, Rebisowe wydanie kusi jak nie wiem, i pewnie ja się kiedyś skusze na jakieś małe stare wydanie z biblioteki albo antykwariatu.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jak ma się ten Conan Howarda do tych późniejszych Conanów - pewnie jak w końcu przeczytam to sobie coś wezmę dla porównania.
I w ogóle jak myślę Conan, to widzę Arnolda S. przed oczami i jakoś tak mnie nie kręci to :P
Hm, po wymianie opinii z Viginti Tres, jestem skłonna raczej polecić Ci czekanie, aż biblioteka zaopatrzy się w nowe wydanie.;) Podobno różne Ciekawostki, konteksty i wstępy czynią lekturę lepszą.:)
UsuńPodobno jest tylko jeden autor, który dorasta poziomem i klimatem do Howarda, ale nazwiska nie pomnę. W sumie też jestem ciekawa porównania, ale nie na tyle, żeby się osobiście poświęcić i je zrobić.;)
Ja tam lubię Arniego w "Conanie". Uważam, że uzyskanie wyrazu takiej tępoty na twarzy wymaga sporego kunsztu aktorskiego.;)
Przeczytałam recenzję i wszystkie komentarze i mocno mnie do Conana nie zraziłaś, ale na wszelki wypadek poszukam nowego wydania :)
OdpowiedzUsuńZe wszechmiar słusznie.:)
UsuńRzuciłam okiem na dyskusję pod recenzją i powiem tak: Conan jest... fajny :) Ja lubię jego barbarzyństwo, to barbarzyństwo przedstawione jest naprawdę w ciekawy sposób, ale faktem jest, że Conan o niebo lepiej prezentuje się w rebisowym wydaniu niż w każdym innym.
OdpowiedzUsuńSama pamiętam w podstawówce chwyciłam za stare Conany i nie zachwyciły mnie tak, jak te "nowe". Patrzę na Conana jak na klasykę gatunku i dlatego wiele mu wybaczam :D
Conan zawsze będzie kojarzył mi się z filmem z dzieciństwa i niezniszczalnym Arnoldem. Z książkową wersją nie miałem okazji się zapoznać. Może już nie długo.
OdpowiedzUsuńJako ortodoksyjny fan howardowskiej wizji Conana "wychowany" na jego książkach czuję się dotknięty ;)
OdpowiedzUsuńA na poważnie. Conan to archetypiczny bohater "samczej" fantasy. Mocarz, nieustraszony wojownik, złodziej itd. Przez jego "łoże" przewijają się tabuny kobiet (choć nie wszystkie są słabe vide Belit) a przez jego miecz tabuny potworów, nekromantów i podłych rabusiów.
Jak dla mnie niewątpliwy klasyk fantasy bez którego nie wyobrażam sobie kanonu tego gatunku. Aczkolwiek mogę sobie wyobrazić, że nie każdy podzieli moje uwielbienie do tej postaci i książek opisujących jej dokonania.
Ja wiem, że to klasyka - tak tylko się dla zasady ciskam.;)
UsuńNajbardziej przeszkadza mi nie to, że mu się te tabuny przewijają (niech się przewija i po pięć na raz, przynajmniej wesoło będzie;)), ino o to, że te silne kobiety przy Conanie w magiczny sposób przestają być silne. Jak wspomniana Valeria, która im dłużej z Conanem przebywa, tym cięższej lobotomii jest poddawana.
A mi póki co podobają się opisy oraz opowieści o Conanie różnych vlogerów oraz blogerów.
OdpowiedzUsuńNo, tak żadnej książki o przygodach barbarzyńcy nie czytałem, jednak mimo to odczuwam lekką sympatię do jego postaci. - no co? ;D
Pozdrawiam!
Jemenos