
Jest taka seria książek dla
młodszego czytelnika, która zyskała sobie w pewnych kręgach miano kultowej. Do
tej pory nie miałam okazji się z nimi zapoznać. Umówmy się, nie jestem
szczególną pasjonatką historii i nigdy nie byłam, stąd w dzieciństwie wolałam
raczej czytać o rekordach zwierząt, niż o dawnych dziejach (chyba, że termin „dawne
dzieje” odnosi się do co najmniej dwudziestu tysięcy lat wstecz). Niemniej,
seria
„Strrraszna historia” była wspominana tyle razy, że poczułam się jakoś
wykluczona (wiecie, jak ktoś, kto przyszedł na spotkaniu uberfanów literatury
fantasy i zastanawia się, o co chodzi z tym Tolkienem). Kiedy nadarzyła się
okazja, wybrałam kilka tomów okazowych i pognałam uzupełniać braki.
Najpierw może wspomnę, co to były
za tomy. Oczywiście same takie, które kojarzą się z modnymi motywami fantasy.;)
Mamy więc „To okropne średniowiecze” i „Tych koszmarnych Celtów”, bo nawiązują do
nie wiem czy nie najpopularniejszych w historii motywów fantasy. A ponieważ
ostatnio popularność zdobywa też steampunk, nie mogłam sobie odmówić „Wrednej
wiktoriańskiej Anglii”. A jako odskocznia – „Ci paskudni Aztekowie”.
Pierwsze wrażenie? „Za stara już
na to jestem, a szkoda”. Gdybym była o te piętnaście lat młodsza, pewnie
byłabym żywiołowo zachwycona i chciała więcej. Nawet teraz książeczki czytało
mi się bardzo przyjemnie. A dlaczego?
Powodów jest kilka. Po pierwsze –
język. Autor całkiem nieźle radzi sobie w komunikacji z dziećmi, nawet jeśli
jego straszne historie powoli (bardzo powoli) się starzeją. Całkiem sporo daje
też humor zawarty głównie w błyskotliwych rysunkach Martina Browna i czasem nie
da się nie zachichotać. Poza tym, książeczki mają raczej strukturę zbioru
ciekawostek, niż podręcznika. Dlatego prędzej znajdziemy tam przepisy na dania
z epoki, niż spisy kto z kim, gdzie i dlaczego walczył. Osobiście bardzo
przypadła mi do gustu perspektywa wypróbowania dań celtyckich, ale że nie
przepadam za płatkami owsianymi, to sobie odpuszczę.

Same ciekawostki bliższe są
raczej przyziemnym sprawom życia codziennego, niż wspomnianym bitwom (w których
to nie bardzo wiadomo, dlaczego się bili). Zwłaszcza dla polskiego czytelnika
to może być nęcące – za moich czasów w podręcznikach raczej nie skupiano się na
życiu codziennym, nad czym ubolewałam. A tu proszę – można sobie dokładnie
zbadać zaułki wiktoriańskiego Londynu (a było co badać; po przeczytaniu
„Wrednej wiktoriańskiej Anglii” nabrałam przemożnej ochoty na Dickensa, albo
lepiej, na
„Drooda” Simonsa), zajrzeć do celtyckiego sioła i podpatrzeć pracę
druidów, tudzież powęszyć wokół legendy arturiańskiej (te wszystkie cudowne retellingi,
których jeszcze nie przeczytałam, a powinnam, bo to klasyka fantasy…), pobuszować
w pracowni średniowiecznego medyka (przyznam, że charakteryzuje mnie wrodzona
skłonność do naukowej makabry; zna ktoś jakąś soczystą publikację na temat co
ciekawszych praktyk średniowiecznych lekarzy?) czy popatrzeć, jak Aztekowie
składają swoje krwawe ofiary (ekhem,
„Sagę o Rubieżach” trzeba doczytać…). A
nie tylko ci nudni królowie i ich bezsensowne bitwy…

Może z tej entuzjastycznej notki
wynika, że cofam się w rozwoju. Wolę jednak twierdzić, że po prostu potrafię
docenić dobrą popularnonaukową książeczkę dla dzieci. Nie wiem, czy wszystkie
„Strrraszne historie” są na tak wysokim poziomie, ale nawet jeśli nie, to warto
je podsunąć dzieciakom w wieku szkolnym (tym z podstawówki raczej).
Przynajmniej nie zniechęcą się do historii, a może i trwała miłość do tej
dziedziny wiedzy się narodzi.
Tytuł: "To okropne średniowiecze", "Wredna wiktoriańska Anglia", "Ci koszmarni Celtowie", "Ci paskudni Aztekowie"
Autor: Terry Deary
Tłumacz: Różni
Cykl: Strrraszna historia
Wydawnictwo: Egmnot
Rok: 1997, 2004
Stron: 127