Najpierw może wspomnę, co to były
za tomy. Oczywiście same takie, które kojarzą się z modnymi motywami fantasy.;)
Mamy więc „To okropne średniowiecze” i „Tych koszmarnych Celtów”, bo nawiązują do
nie wiem czy nie najpopularniejszych w historii motywów fantasy. A ponieważ
ostatnio popularność zdobywa też steampunk, nie mogłam sobie odmówić „Wrednej
wiktoriańskiej Anglii”. A jako odskocznia – „Ci paskudni Aztekowie”.
Pierwsze wrażenie? „Za stara już
na to jestem, a szkoda”. Gdybym była o te piętnaście lat młodsza, pewnie
byłabym żywiołowo zachwycona i chciała więcej. Nawet teraz książeczki czytało
mi się bardzo przyjemnie. A dlaczego?
Powodów jest kilka. Po pierwsze –
język. Autor całkiem nieźle radzi sobie w komunikacji z dziećmi, nawet jeśli
jego straszne historie powoli (bardzo powoli) się starzeją. Całkiem sporo daje
też humor zawarty głównie w błyskotliwych rysunkach Martina Browna i czasem nie
da się nie zachichotać. Poza tym, książeczki mają raczej strukturę zbioru
ciekawostek, niż podręcznika. Dlatego prędzej znajdziemy tam przepisy na dania
z epoki, niż spisy kto z kim, gdzie i dlaczego walczył. Osobiście bardzo
przypadła mi do gustu perspektywa wypróbowania dań celtyckich, ale że nie
przepadam za płatkami owsianymi, to sobie odpuszczę.
Same ciekawostki bliższe są
raczej przyziemnym sprawom życia codziennego, niż wspomnianym bitwom (w których
to nie bardzo wiadomo, dlaczego się bili). Zwłaszcza dla polskiego czytelnika
to może być nęcące – za moich czasów w podręcznikach raczej nie skupiano się na
życiu codziennym, nad czym ubolewałam. A tu proszę – można sobie dokładnie
zbadać zaułki wiktoriańskiego Londynu (a było co badać; po przeczytaniu
„Wrednej wiktoriańskiej Anglii” nabrałam przemożnej ochoty na Dickensa, albo
lepiej, na „Drooda” Simonsa), zajrzeć do celtyckiego sioła i podpatrzeć pracę
druidów, tudzież powęszyć wokół legendy arturiańskiej (te wszystkie cudowne retellingi,
których jeszcze nie przeczytałam, a powinnam, bo to klasyka fantasy…), pobuszować
w pracowni średniowiecznego medyka (przyznam, że charakteryzuje mnie wrodzona
skłonność do naukowej makabry; zna ktoś jakąś soczystą publikację na temat co
ciekawszych praktyk średniowiecznych lekarzy?) czy popatrzeć, jak Aztekowie
składają swoje krwawe ofiary (ekhem, „Sagę o Rubieżach” trzeba doczytać…). A
nie tylko ci nudni królowie i ich bezsensowne bitwy…
Może z tej entuzjastycznej notki
wynika, że cofam się w rozwoju. Wolę jednak twierdzić, że po prostu potrafię
docenić dobrą popularnonaukową książeczkę dla dzieci. Nie wiem, czy wszystkie
„Strrraszne historie” są na tak wysokim poziomie, ale nawet jeśli nie, to warto
je podsunąć dzieciakom w wieku szkolnym (tym z podstawówki raczej).
Przynajmniej nie zniechęcą się do historii, a może i trwała miłość do tej
dziedziny wiedzy się narodzi.
Tytuł: "To okropne średniowiecze", "Wredna wiktoriańska Anglia", "Ci koszmarni Celtowie", "Ci paskudni Aztekowie"
Autor: Terry Deary
Tłumacz: Różni
Cykl: Strrraszna historia
Wydawnictwo: Egmnot
Rok: 1997, 2004
Stron: 127
Tłumacz: Różni
Cykl: Strrraszna historia
Wydawnictwo: Egmnot
Rok: 1997, 2004
Stron: 127
Strrraszna historia to świetna seria i swojego czasu przeczytałam z niej wiele książek :) Osobiście posiadam "Ci paskudni Aztekowie" oraz "Dramatyczne wybryki Williama Szekspira" i żałuje, że nie kupiłam ich dawniej więcej, gdyż od jakiegoś czasu nie widziałam ich w mojej bibliotece, a z chęcią bym przypomniała sobie poniektóre ^ ^.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zgadzam się.:) Trochę żałowałam, że biblioteka nie posiadała tomu o jaskiniowcach, ale nie będę przecież marudzić.;)
UsuńPoniewiera się u nas po półkach parę pozycji z tej serii, początkowo nawet dość entuzjastycznie oglądanych (czytać to już się nie chce;-)), ostatnio zaś pokrywających się smutną warstewką kurzu... Muszę je powyciągać i podetknąć komu trzeba:-)
OdpowiedzUsuńBardzo zacny pomysł, zwłaszcza, jeżeli ten ktoś chodzi już do szkoły.;)
UsuńUwielbiałam tę serię, kiedy chodziłam do podstawówki/gimnazjum. ^^ Najwięcej czytałam właśnie historycznych, bo zawsze kochałam historię, a sposób podawania informacji przez te książki był niezwykle przyjemny i chłonny.
OdpowiedzUsuńPrócz tego czytywałam też bliźniaczą serię Monstrrrualna erudycja, która może spodobałaby Ci się bardziej - tam było o zwierzątkach, o mózgu, o wulkanach, o oceanach i innych takich przyrodniczych zagadnieniach. Też bardzo przyjemne i ze świetnymi rysunkami.
Niestety, wszystkie tomy pożyczałam i nie zbierałam serii na własność, a szkoda!
Wiem, że jest, zaopatrzyłam się już nawet w próbki i jakaś notka kiedyś się na ten temat pojawi.^^ Choć zastanawiam się, czy nie będę mordować za niedociągnięcia rzeczowe (to mi się czasem zdarza, jakoś nie mam dystansu)... Pozostaje mieć nadzieję, że nie będzie okazji.;)
UsuńU mnie tez leży jeszcze kilka tego typu książek z dzieciństwa. Muszę się przyznać, że zaczytywałem się w nich niesamowicie, jak byłem mały. Mogłem się chociaż dowiedzieć, czegoś ciekawego.
OdpowiedzUsuńNie to, co z podręczników, prawda?;)
UsuńHa! Uwielbiam serię "Strrraszna historiia":) Ostatnio zaczęłam ją zbierać, jakkolwiek głupio to brzmi w ustach dorosłej osoby, jednak bratanek w końcu podrośnie i będzie miał co czytać ;)
OdpowiedzUsuńOjtam, ojtam. Ja zawsze mówię w takich przypadkach, że trzeba zbierać dobrą literaturę dziecięcą, bo gdzie ja te tytuły dostanę za te parę lat, kiedy będzie potrzebna?;)
UsuńPamiętam tę serię jeszcze z czasów podstawówki, moim zdaniem jest świetna: ciekawa, zabawna, wciągająca. Miałam tylko dwie takie książki i bardzo żałowałam, że nie więcej.
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoje zdanie:)
UsuńA ja nie znam tej serii, za późno jak dla mnie zostały wydane - wielka szkoda bo sądzę że bardzo by mi przypadły do gustu :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przypadła Ci do gustu ta seria. Mam cichą nadzieje na kolejne notki. Te książki są super.
OdpowiedzUsuńLuby.