Cykl „Xanth” Piersa Anthony’ego już dawno stał się klasyką gatunku. Dla
czytelników nieanglojęzycznych problemem w delektowaniu się lekturą może
być specyficzny językowy humor. Po polsku w nowym tłumaczeniu ukazał
się trzeci tom cyklu, „Zamek Roogna”, w założeniu też ostatni. Jak
wrażenia?
Dor, syn Binka i prawdopodobnie przyszły król Xanthu, nie jest szczególnie lubiany na zamku. Prawdopodobnie dlatego, że posiada dość krępujący talent – potrafi rozmawiać z przedmiotami. A każdy wie, świadkami jakich krępujących sytuacji potrafią być przedmioty. Aby przygotować chłopca do rządzenia (i pomóc mu dojrzeć), obecny król wysyła go na misję w czasie po eliksir przywracający zombie do życia. Tak więc Dor cofa się o 800 lat i wciela w przyziemskiego barbarzyńcę. Czy chłopcu uda się wykonać zadanie?
„Xanth” pisany był jako cykl dla dorosłych. Jak bardzo zmieniły się standardy, najlepiej widać po „Zamku Roogna” właśnie. Kiedy książka powstawała, wystarczyło wpleść trochę erotyki, nawet nie dosłownej, żeby od razu nie kwalifikowała się dla niewinnego młodego czytelnika. I tak wspomnienie o czarze impotencji czy opis (bez żadnych detali, raczej w stylu „padli na trawę i zrobili to”) harców nimf z faunami załatwiały sprawę. Tymczasem na chwilę obecną powieść idealnie wpisuje się w nurt literatury młodzieżowej. Bo co my tu mamy? Dwunastoletniego bohatera, który potem dostaje dorosłe ciało – więc w sumie nawet starsze nastolatki mogą się z nim utożsamiać. Mamy dużo robienia mieczem i spektakularnych ucieczek czy forteli. Mamy w końcu dojrzewanie bohatera jako główny motyw powieści. Wzmianki nawiązujące do erotyki sprawiają tylko, że powieść jest dla nastolatków bardziej atrakcyjna – bo to przecież takie „dorosłe” tematy. Wychodzi więc na to, że w ramach definicji young adult mieszczą się obecnie powieści trzydzieści lat temu pisane dla dorosłego czytelnika. I jak tu ubolewać nad upadkiem fantastyki?
A sama powieść? Cóż, niestety nie porywa. Jest w konstrukcji bardzo podobna do poprzednich tomów – bohater dostaje misję, w trakcie wypełniania której przeżywa mnóstwo przygód, a potem następuje happy end. Za trzecim razem to już trochę nudzi, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że humoru językowego raczej nie widać. Doskonale za to widać miejsca, gdzie humor był w oryginale i jest to dość frustrujące, a takie wstawki sprawiają, że powieść wydaje się przegadana – dlatego, że nie śmieszą. Może to tylko z powodu zmęczenia materiałem cyklu, ale mam wrażenie, że żarty w tomach poprzednich przełożono staranniej.
Bohaterowie też wypadają… hm, inaczej. Niby wszystko jest OK: główny bohater - sympatyczny, spotykamy też starych znajomych i mamy przymiarki do dyskusji o odmienności w postaci wielkiego pająka, ale brak mi w „Zamku Roogna” ciekawej postaci kobiecej. W poprzednich tomach zawsze jakaś gdzieś przemykała, bodaj na trzecim planie. Tutaj zaś mamy tylko głupiutką siedemnastoletnią pokojówkę, która potrafi jeno histerycznie piszczeć i niesamowicie irytować czytelnika. Ogólnie postacie kobiece zdają się przechodzić regres z kolejnymi częściami „Xanthu”. W tomie pierwszym Cameleon jeśli nie była postacią pierwszoplanową, to przynajmniej solidną drugoplanową, mamy też pewną krewką centaurzycę. W tomie drugim pojawia się rzeczona centaurzyca, jak również nieco mdława, ale ogólnie niezgorszego charakteru nimfa. A w „Zamku Roogna”… już pisałam, co tam jest.
Cóż, podsumowując, „Zamek Roogna” mieści się w kategorii „urocza ramotka”. Niektóre sceny są po staremu niewinnie czarujące (teraz na takie zabiegi nikt by się nie nabrał), napisano to wszystko prostym językiem i generalnie przez większość czasu czyta się przyjemnie. Ale polecam raczej miłośnikom klasyki gatunku lub osobom szukającym nieskomplikowanej rozrywki. Czytelnikom poszukującym lektury ambitnej dziękujemy.
Dor, syn Binka i prawdopodobnie przyszły król Xanthu, nie jest szczególnie lubiany na zamku. Prawdopodobnie dlatego, że posiada dość krępujący talent – potrafi rozmawiać z przedmiotami. A każdy wie, świadkami jakich krępujących sytuacji potrafią być przedmioty. Aby przygotować chłopca do rządzenia (i pomóc mu dojrzeć), obecny król wysyła go na misję w czasie po eliksir przywracający zombie do życia. Tak więc Dor cofa się o 800 lat i wciela w przyziemskiego barbarzyńcę. Czy chłopcu uda się wykonać zadanie?
„Xanth” pisany był jako cykl dla dorosłych. Jak bardzo zmieniły się standardy, najlepiej widać po „Zamku Roogna” właśnie. Kiedy książka powstawała, wystarczyło wpleść trochę erotyki, nawet nie dosłownej, żeby od razu nie kwalifikowała się dla niewinnego młodego czytelnika. I tak wspomnienie o czarze impotencji czy opis (bez żadnych detali, raczej w stylu „padli na trawę i zrobili to”) harców nimf z faunami załatwiały sprawę. Tymczasem na chwilę obecną powieść idealnie wpisuje się w nurt literatury młodzieżowej. Bo co my tu mamy? Dwunastoletniego bohatera, który potem dostaje dorosłe ciało – więc w sumie nawet starsze nastolatki mogą się z nim utożsamiać. Mamy dużo robienia mieczem i spektakularnych ucieczek czy forteli. Mamy w końcu dojrzewanie bohatera jako główny motyw powieści. Wzmianki nawiązujące do erotyki sprawiają tylko, że powieść jest dla nastolatków bardziej atrakcyjna – bo to przecież takie „dorosłe” tematy. Wychodzi więc na to, że w ramach definicji young adult mieszczą się obecnie powieści trzydzieści lat temu pisane dla dorosłego czytelnika. I jak tu ubolewać nad upadkiem fantastyki?
A sama powieść? Cóż, niestety nie porywa. Jest w konstrukcji bardzo podobna do poprzednich tomów – bohater dostaje misję, w trakcie wypełniania której przeżywa mnóstwo przygód, a potem następuje happy end. Za trzecim razem to już trochę nudzi, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że humoru językowego raczej nie widać. Doskonale za to widać miejsca, gdzie humor był w oryginale i jest to dość frustrujące, a takie wstawki sprawiają, że powieść wydaje się przegadana – dlatego, że nie śmieszą. Może to tylko z powodu zmęczenia materiałem cyklu, ale mam wrażenie, że żarty w tomach poprzednich przełożono staranniej.
Bohaterowie też wypadają… hm, inaczej. Niby wszystko jest OK: główny bohater - sympatyczny, spotykamy też starych znajomych i mamy przymiarki do dyskusji o odmienności w postaci wielkiego pająka, ale brak mi w „Zamku Roogna” ciekawej postaci kobiecej. W poprzednich tomach zawsze jakaś gdzieś przemykała, bodaj na trzecim planie. Tutaj zaś mamy tylko głupiutką siedemnastoletnią pokojówkę, która potrafi jeno histerycznie piszczeć i niesamowicie irytować czytelnika. Ogólnie postacie kobiece zdają się przechodzić regres z kolejnymi częściami „Xanthu”. W tomie pierwszym Cameleon jeśli nie była postacią pierwszoplanową, to przynajmniej solidną drugoplanową, mamy też pewną krewką centaurzycę. W tomie drugim pojawia się rzeczona centaurzyca, jak również nieco mdława, ale ogólnie niezgorszego charakteru nimfa. A w „Zamku Roogna”… już pisałam, co tam jest.
Cóż, podsumowując, „Zamek Roogna” mieści się w kategorii „urocza ramotka”. Niektóre sceny są po staremu niewinnie czarujące (teraz na takie zabiegi nikt by się nie nabrał), napisano to wszystko prostym językiem i generalnie przez większość czasu czyta się przyjemnie. Ale polecam raczej miłośnikom klasyki gatunku lub osobom szukającym nieskomplikowanej rozrywki. Czytelnikom poszukującym lektury ambitnej dziękujemy.
Recenzja dla portalu Insimilion.
Tytuł: Zamek Roogna
Autor: Piers Anthony
Tłumacz: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny: Xanth 3. Castle Roogna
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2012
Stron: 442
Autor: Piers Anthony
Tłumacz: Paweł Kruk
Tytuł oryginalny: Xanth 3. Castle Roogna
Cykl: Xanth
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok: 2012
Stron: 442
Mimo świetnie napisanej recenzji, chyba sobie daruję tą pozycję. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTwoja wola - ale pierwszy "Xanth" ("Zaklęcie dla Cameleon") mimo wszystko polecam, bo to fajna rozrywka jest.:)
UsuńZgadzam się z Simonem, że recenzja jest bardzo, bardzo dobra. Jednak mam mieszane uczucia, z jednej strony chciałabym przeczytać coś niewinnego i czarującego, ale znowu dziękujesz osobom poszukującym lektury ambitnej :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję.^^ Bo to jest taka ściśle rozrywkowa pozycja, której jedyną ambicją jest uprzyjemnianie czasu czytelnikowi. Już Pratchett jest o niebo ambitniejszy.:)
UsuńJa z kolei posypuję głowę popiołem, bo dwie pierwsze części czekają i doczekać się nie mogą... Niekwykluczone, że po dwóch tomach serię porzucę, ale te dwie chciałabym jednak poznać.
OdpowiedzUsuńA w jakim języku masz? Bo język niemiecki jest zdecydowanie bardziej podobny do angielskiego, niż polski, to i przekład powinien być łatwiejszy.;) A nawet jeśli masz po polsku, to w sumie warto się zapoznać z trzecią częścią - tworzą zamkniętą całość, bo takie były pierwsze plany. A potem okazało się, że fani chcą jeszcze i autor do dziś trzaska kolejne tomy.;)
UsuńPo polsku mam, więc ciekawa jestem tego tłumacznia, między innymi.
UsuńBardzo lubie czytac Twoje recenzje.
OdpowiedzUsuńTym razem jednak sobie daruje.
A dziękuję:)
UsuńCzytałam pierwszą część i miałam wrażenia podobne do Twoich. I szczerze mówiąc myślałam, że od początku książka miała być skierowana raczej do dzieci. Skojarzyła mi się z taką wieczorynką. Czytało się przyjemnie, ale nie na tyle by sięgać po kontynuację.
OdpowiedzUsuńA nie, autor twardo się w posłowiu zarzeka, że to dla dorosłych - dlatego wcisnął aluzje do seksu, żeby się nie myliło.;) Ale widać taka już kolej rzeczy, w końcu Guliwera też pisano dla dorosłych.
Usuń"ramotka", co za interesujące słowo :) Ale po tym co piszesz, ramotki raczej nie są dla mnie.
OdpowiedzUsuńSkoro tak twierdzisz:)
UsuńMimo wszystko, mam sporą ochotę przeczytać tę serię/trylogię (?) :P
OdpowiedzUsuń