Czas na kolejną odsłonę mojej blogowej akcji, o której można wszystkiego dowiedzieć się tutaj. Zachęcam do zgłaszania bohaterów.:) A jeśli już o bohaterach mowa, to tym razem macie przyjemność (a przynajmniej mam taką nadzieję^^') zobaczyć Janeczkę Chabrowicz z młodzieżowych powieści Joanny Chmielewskiej. Przyznam, że jak dotąd nie rysowałam małych dziewczynek (Janeczka ma około 10 lat - około, bo robi się nieco starsza z kolejnymi tomami cyklu), więc wybaczcie, jeśli coś się nie zgadza - ale informujcie, to następnym razem poprawię. Nie wiem też, czy ją dobrze ubrałam, bo próba wydobycia od mamy informacji, jak się dzieci ubierało w późnych latach osiemdziesiątych spełzła na niczym. Wybrałam więc plisowaną spódniczkę (plisy to mój osobisty koszmarek, więc wykorzystałam okazję do ćwiczeń) i jasny sweterek. Mam nadzieję, że się podoba.:)
Jak dla mnie, bomba :) Sama sobie trochę bazgrolę w moim zeszycie do szkiców, ale moje rysunki nie dorastają Twoim do pięt :P Czas trochę popracować!
OdpowiedzUsuńDziękuje:) Pracuj, pracuj, w tej dziedzinie to ćwiczenie czyni mistrza (albo przynajmniej dobrego rzemieślnika;)).
UsuńPostać mi zupełnie nieznana, ale nie mogę się napatrzeć na spódnicę. I tym razem nie będę pisać, że dawno nie rysowałam - bo wczoraj wzięłam do ręki ołówek. ';)
OdpowiedzUsuńNareszcie:D To teraz czekam na prezentację wyników.:)
UsuńJest przesłodka:-)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o odzież, to ja kojarzę lata osiemdziesiąte z dżinsami marmurkami o kroju marchewki i bluzki-nietoperze...
Dziękuję:) Może wykaże się ignorancją, ale kompletnie nie mam pojęcia, co to są dżinsy marmurki.^^'
UsuńO tempora, o mores! Dżinsy marmurki to ikona lat osiemdziesiątych. U mojego ojca w szafie jeszcze wisi taka gustowna dżinsowa kurteczka - wygląda, jakby ktoś wziął toporny granatowy denim i powycierał metodą "zgnieść, bielinką go i do pralki"... Nie da się pomylić z niczym innym:-)
UsuńO, to ja wiem, o co chodzi, tylko nie wiedziałam, że to ma jakąś nazwę.:)
UsuńNie znam dziewuszki, ale narysowana ładnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńBardzo dobrze ją ubrałaś :) Podobnie chodziłam ubrana do szkoły w połowie lat dziewięćdziesiątych, jak przestały obowiązywać okropne stylonowe mundurki! No spódniczki były odrobinę dłuższe, do kolanka ;) Ale białe podkolanówki - podstawa! Bardzo rezolutnie Janeczka wygląda :) Bomba!!!
OdpowiedzUsuńA dziękuję, taki efekt chciałam osiągnąć.^^ Chociaż podkolanówki pierwotnie miały być kolorowe.:)
UsuńPlisy wyszły ci bardzo ładnie - aż przypominają spódniczki w strojach Czarodziejek z Czarodziejki z Księżyca xD
OdpowiedzUsuńPoza tym - boską ma twarzyczkę. Taki aniołek (albo na takiego tylko wygląda).
No mi w nich ciągle coś nie pasuje. Chyba muszę zacząć czytać więcej mangi.^^' A aniołek owszem, bo Janeczka to dziecko akuratne i dobrze wychowane. Tylko z niewiadomych przyczyn jej rodzice przedwcześnie siwieją.;)
UsuńMoże za bardzo rezolutna jest xD Pliski wyszły ci świetne tylko pierwsze dwie wyglądają, jakbyś miała wątpliwości, w którą stronę powinny być wygięte. :)
UsuńO to to.;) Znaczy, ja mam głównie ten problem, że pliski mi najlepiej wychodzą szerokie i od dołu. Przy dzieciakach to nie jest problem, bo wystarczy nóżkę do przodu wystawić, ale przy dorosłych ta sztuczka nie wystarcza.
UsuńA ja nadal czekam na Rolanda :P
OdpowiedzUsuńDoczekasz się, jak będzie jakiś długi, deszczowy tydzień, bo na razie mam żniwa i ledwo daję radę ze sprawami bieżącymi.:(
UsuńSpoko, bez presji, myślałam, że o nim zapomniałaś ;P
UsuńŚliczna! Jej strój kojarzy mi się z Harrym Potterem - te ich mundurki szkolne. Muszę przyznać, że masz ogromny talent, chociaż chyba wolę "normalne" wersje twoich postaci od tych mangowych.
OdpowiedzUsuńMundurki szkolne są akurat wszędzie podobne (tylko tam, gdzie cieplej, nie zawierają bluzy).^^ A dziękuję:) Postacie rysowane w stylu bardziej realistycznym mają siłą rzeczy więcej szczegółów - dlatego łatwiej im wywrzeć wrażenie na czytelniku.:) Chociaż jak na razie w ramach akcji mangi nikt sobie nie zażyczył.;)
UsuńMoreni, właśnie odkryłam Twojego bloga i zachwycił mnie ten cykl. Jest naprawdę świetny, i pod względem pomysłu, i wykonania. "WIP" też ciekawe.
OdpowiedzUsuńPiszę, bo bardzo nostalgicznie mnie nastroiło wspomnienie cyklu o Janeczce i Pawełku. Ale najpierw konkrety.
Pierwsza część cyklu z Janeczką ("Nawiedzony dom") dzieje się w latach 70. (książkę wydano w 1979), więc w późnych latach 80. Janeczka byłaby już całkiem wyrosłą nastolatką. Dodatkowo trzeba wziąć poprawkę na problemy z przydziałem papieru na druk książki - między złożeniem maszynopisu w wydawnictwie a publikacją mogło minąć ładnych parę lat (Chmielewska wspominała w autobiografii o kłopotach z MAW/KAW, o ile dobrze pamiętam właśnie przy okazji cyklu o Janeczce i Pawełku). Kolejnych parę lat można dodać jako margines luzu autora - wtedy jeszcze autorzy nie musieli "nadążać" i akcja powieści współczesnej mogła się dziać sporo przed ukończeniem pisania. Z drugiej strony, ostatnie części cyklu dzieją się już chyba w latach 90., więc jakoś dziwnie się Chmielewskiej to dorastanie Janeczki rozwlekło. Wydaje mi się jednak, że jak by nie patrzeć, pod koniec lat 80. Janeczka nie może być już dzieckiem.
II
OdpowiedzUsuńA teraz, jeśli pozwolisz, że skorzystam z Twojej gościny: bardzo mnie Twój rysunek i wątek pod nim wzruszył. Potraktuj to, co napiszę, jako podróż sentymentalną, w żadnym razie nie jest to krytyka. Nie znam się zresztą na historii mody, czerpię ze wspomnień (niesamowita jest po prostu różnica między pamiętaniem i niepamiętaniem PRL-u). Janeczka, gdyby miała 10 lat w latach 80., nie mogłaby tak wyglądać, bo po prostu nie mogłaby wyglądać dobrze (choćby i niemodnie) w dzisiejszym rozumieniu. Jeśli przejrzeć zdjęcia z tamtych lat, to uderza, że ludzie są poprzebierani jak pajace, a najbardziej stylowe elegantki wyglądają jak prowincjonalne królowe balu. Tym bardziej dzieci, które nie były jeszcze atrybutem sukcesu rodziców i do ich wizerunku nie przykładano niemal żadnej wagi. W ogóle, o ile było coś takiego jak moda, o tyle słów "stylizacja" i "wizaż" nawet nie było w obiegu. Na najlepszą okazję wkładało się najlepszą bluzkę i najlepszą spódnicę, chyba że się gryzły (ale wtedy gryzły się inne zestawy niż teraz). Plisowana spódnica - jak najbardziej, ale przecież nie taka! Nie taka wdzięczna, miękka i lejąca, ale sztywna, naturalno-syntetyczna, do prasowania kwadransami. Albo ze sztucznej wełenki - to dopiero była tandeta, te harmonijki natychmiast się odkształcające i wyciągające we wszystkie strony. Podkolanówki - tak, ale jakim cudem tak się idealnie złożyło, że są gładkie i w kolorze bluzki, też gładkiej? W tamtych czasach pewnie byłyby dziurkowane po całości w jakiś dziewczyński wzorek, rozetki lub gałązki, tzw. "chińskie" (rzeczywiście sprowadzane z Chin, ale "chińskie" nie znaczyło "z Chin", tylko "piękne" tudzież "lepsze niż polskie"), a kołnierz bluzki (okrągły! to nie były czasy bluzek koszulowych, tym bardziej koszul dla dziewcząt!) pewnie obszyty falbanką albo ozdobiony wyhaftowanym kwiatuszkiem. Wełenka na sweter nie miałaby szans być tak cieniutka i delikatna, żeby marszczyć się tak wiotko - przecież musiała obsłużyć parę osób, ze sprutego swetra mamy robiło się sweterek dla córki, a ze sprutego swetra córki robiło się czapkę i skarpety dla brata. Sweterek ciemny i rozpinany, bo to praktyczne; dekolt też raczej nie w serek, bo to jakieś ostre i męskie. Za to nieodłączne ozdoby: aplikacje (np. kwiatki robione szydełkiem osobno i naszywane na ubranie) lub wzory "wrabiane" (kolorowe obrazki robione ze swetrem od razu według wzoru). A przynajmniej ozdobne ściegi. Wszystko było wtedy dość ućkane, bo inaczej wyglądałoby zbyt już biednie. To nie były czasy szlachetnej prostoty i ascetycznej linii rękawa korespondującej z wysmakowanym obcasem, czy odwrotnie. To były czasy rekompensowania taniochy i dziadostwa obfitością i jarmarcznością. I tego nie mogło zneutralizować wykształcenie rodziców (rodzice Janeczki mieli pewnie gust lepszy niż ówczesna średnia), epoka i tak odcisnęłaby się na dziecku - gdyby wróciła do domu markotna, że koleżanki patrzą na nią z politowaniem, bo chodzi w takim biednym swetrze, mama zaraz coś by jej na nim wyszyła. Na rodzicach zresztą też by się odcisnęła - gdzie mieli sobie wyrobić dobry smak, kiedy najważniejszym żurnalem była przywożona z Niemiec "Burda", a na zagraniczny kontrakt pojechali do Algierii. Raczej nie przywieźliby stamtąd mody na brytyjskie mundurki z elitarnych szkół. ;) Przywieźliby tureckie dżinsy i bluzy z nadrukiem Myszki Mickey.
PRL-owskie mundurki (obowiązkowe, zwane "fartuszkami") wyglądały tak:
http://img63.imageshack.us/img63/2912/fartuszkiszkme8.jpg
III
OdpowiedzUsuńCo do pytania "jak się dzieci ubierało w późnych latach osiemdziesiątych" - wiesz, nawet to sformułowanie kompletnie mnie rozłożyło. Dzieci może się ubierało jakoś w latach 70., ale w 80. (kryzys) to ubierało się je tak, żeby było czysto i bez dziur. Serio. Nosiło się ubrania po starszym rodzeństwie, kuzynach, dzieciach znajomych rodziców, ubrania poprzerabiane z ubrań rodziców, przysyłane z Zachodu, szmuglowane z Turcji; mamy szyły na maszynach, babcie robiły na drutach...
Jest jedna rzecz, którą nosili wszyscy, choćby rodzice byli profesorami ASP: ;)
http://demotywatory.pl/428312/Buty-Relax
Nawet nie wiesz, jak mnie rozczuliło, że można myśleć, że dziewczynka w latach 80. mogła tak wyglądać. (Serio, rzadko wpadam w takie sentymentalne tony). Siedzę sobie cały wieczór nad Twoim postem i wspominam. :) I czuję się staro. ^^
Pozdrawiam. M.
PS Blogspot nie daje się rozpisywać, dlatego aż 3 części.
Dziękuję za obszerny wykład, może mi się przydać w przyszłości.:) Serio, ciężko coś znaleźć na ten temat (albo jestem kompletnym tumanem riserczu). No i wyjaśniły się trudności z wydobyciem czegoś od mojej mamy - nie miała nic szczególnego do zapamiętania, a i wtedy raczej nie stroje dziecięce ją interesowały.;)
UsuńPrzyznam szczerze, że nie przyszło mi do głowy sprawdzić daty pierwszego wydania "Nawiedzonego domu" - założyłam, że skoro tom ostatni osadzony jest w latach 90. i wszystkie poprzednie tomy rozgrywają się rok po roku, ewentualnie co dwa lata (tu przyznam, że tylko co do trzech pierwszych jestem pewna, nie mam pojęcia, jak jest z czwartym), to cała akcja przypada gdzieś na lata 80. Wychodziłoby na to, że Chmielewska postanowiła ostatecznie zawiesić akcję "Pawełków i Janeczek" "gdzieś tam w PRLu, nie wiadomo kiedy".
Hm, patrząc na załączone przez Ciebie obrazki wyszło mi, że zamysł miałam dobry, tylko przefiltrowany przez hurraoptymistyczną popkulturę i inne nostalgiczne naleciałości, z dodatkiem własnie anglosaskich mundurków (no dobrze, anime też miało swój udział). A mogłabyś mi może jeszcze napisać, jak się miało to, co na ulicy do tego, co w ówczesnych filmach pokazywano? Bo w filmach (ciągle mówię o tych nieszczęsnych latach 80., z powodów wymienionych wyżej) nie wygląda to najgorzej. Fakt, że kinematografia PRLu do moich ulubionych nie należy, więc znajomość mam raczej nikłą...
A buty Relax są przecudne, w obecnej modzie na fikuśne kalosze upatruję nostalgicznego powrotu do przeszłości.;)
Dziękuję jeszcze raz. I w sumie to miło, że moje prace budzą emocję jednak pozytywne(?).:)
Pozdrawiam również:)