Okładka oryginalnej wersji, bo polskiej jakby nie ma |
Właściwie to nie wiem, czy jestem odpowiednią osoba do napisania tej notki. Wiecie, słaba jestem w wykrywaniu nawiązań, zwłaszcza do klasyki. A tutaj pan Zelazny, nie dość, że sam już klasyk gatunku, to jeszcze na takich nawiązaniach oparł był całą fabułę. Ale tak sobie myślę, że gdyby ten tekst nie powstał, to pewien Kruk byłby niepocieszony. Także ten, wszystko, co tu się będzie działo, to jakby co, przez niego.
Co jakiś czas w Halloween wypada pełnia księżyca. Dla większości jest to po prostu dodatkowy efekt specjalny, ot, dekoracje fajniej wyglądają z okrągłym księżycem w tle. Ale niektórzy wiedza, ze w tym dniu odbywa się finał Gry. Gry, która toczy się cały październik i jest dostępna tylko dla wybranych. I która toczy się o najwyższą stawkę.
Przyznam, że niebagatelną rolę w zwabieniu mnie do tej lektury odegrał fakt, że narratorem jest pies o wdzięcznym imieniu Niuch (bo widzicie, w Grę gra się parami ludzko-zwierzęcymi). To sprawia, że właściwie „Ciemna noc październikową” możnaby zaliczyć do animal fantasy (w końcu spełnia wszystkie kryteria). Jednocześnie bardzo zgrabnie poza ramy gatunku wykracza (jeśli możemy mówić o ramach gatunku, który definiuje się rasą głównych bohaterów). A ja akurat animal fantasy bardzo lubię.
Sama narracja też na wyborze narratora bardzo zyskuje. Nową perspektywę na przykład. Nie wiemy na dobrą sprawę, co konkretnie robi pan Niucha (choć, znając jego legendę, możemy sobie poniekąd wyobrazić), ale wiemy, że zbiera rzeczy niezbędne do rytuału. Cała rozgrywka zyskuje zupełnie inny wymiar. taki, który można zobaczyć z perspektywy czterech łap. Ale także poziomu oczy węża czy wiewiórczej grzędy. lub kogoś, kto godzi spojrzenie ludzkie i zwierzęce.
Nie narracja jest jednak najmocniejszą stroną książki (o ile mogę się tak wyrazić o publikacji, która nigdy nie zyskała u nas samodzielnego wydania). Są nią nawiązania. Widzicie, każdemu miłośnikowi literatury (a właściwie nawet ogólniej – kultury) postacie graczy powinny wydać się znajome. W końcu występują tu same gwiazdy horroru i powieści gotyckiej. Mnie niektóre udało się rozpoznać, co do innych mam tylko przypuszczenia. Ale nie będę się nimi dzielić, żeby nie psuć wam zabawy.
Sama fabuła prowadzona jest dość nierównomiernie. Całość podzielona jest na rozdziały odpowiadające kolejnym październikowym dniom. Na początku niewiele się dzieje (co nie znaczy, że jest nudno), ale z upływem czasu, kiedy finał Gry nadchodzi, akcja nabiera tempa. Niektórzy mogą taki brak równowagi uznać za wadę, ale dla mnie to jeszcze jeden dowód na mistrzostwo pióra Zelaznego. Potrafi przecież rosnącą temperaturę rozgrywki przenieść na tempo narracji. Przecież to logiczne, że im bliżej finału, tym działania graczy będą intensywniejsze i tym więcej uwagi trzeba im będzie poświęcić w opisie. Przy czym piórem autor posługuje się po mistrzowsku – choć nie używa przesadnie wyszukanego słownictwa i fraz, tekst jest niezwykle żywy.
Co jakiś czas w Halloween wypada pełnia księżyca. Dla większości jest to po prostu dodatkowy efekt specjalny, ot, dekoracje fajniej wyglądają z okrągłym księżycem w tle. Ale niektórzy wiedza, ze w tym dniu odbywa się finał Gry. Gry, która toczy się cały październik i jest dostępna tylko dla wybranych. I która toczy się o najwyższą stawkę.
Przyznam, że niebagatelną rolę w zwabieniu mnie do tej lektury odegrał fakt, że narratorem jest pies o wdzięcznym imieniu Niuch (bo widzicie, w Grę gra się parami ludzko-zwierzęcymi). To sprawia, że właściwie „Ciemna noc październikową” możnaby zaliczyć do animal fantasy (w końcu spełnia wszystkie kryteria). Jednocześnie bardzo zgrabnie poza ramy gatunku wykracza (jeśli możemy mówić o ramach gatunku, który definiuje się rasą głównych bohaterów). A ja akurat animal fantasy bardzo lubię.
Sama narracja też na wyborze narratora bardzo zyskuje. Nową perspektywę na przykład. Nie wiemy na dobrą sprawę, co konkretnie robi pan Niucha (choć, znając jego legendę, możemy sobie poniekąd wyobrazić), ale wiemy, że zbiera rzeczy niezbędne do rytuału. Cała rozgrywka zyskuje zupełnie inny wymiar. taki, który można zobaczyć z perspektywy czterech łap. Ale także poziomu oczy węża czy wiewiórczej grzędy. lub kogoś, kto godzi spojrzenie ludzkie i zwierzęce.
Nie narracja jest jednak najmocniejszą stroną książki (o ile mogę się tak wyrazić o publikacji, która nigdy nie zyskała u nas samodzielnego wydania). Są nią nawiązania. Widzicie, każdemu miłośnikowi literatury (a właściwie nawet ogólniej – kultury) postacie graczy powinny wydać się znajome. W końcu występują tu same gwiazdy horroru i powieści gotyckiej. Mnie niektóre udało się rozpoznać, co do innych mam tylko przypuszczenia. Ale nie będę się nimi dzielić, żeby nie psuć wam zabawy.
Sama fabuła prowadzona jest dość nierównomiernie. Całość podzielona jest na rozdziały odpowiadające kolejnym październikowym dniom. Na początku niewiele się dzieje (co nie znaczy, że jest nudno), ale z upływem czasu, kiedy finał Gry nadchodzi, akcja nabiera tempa. Niektórzy mogą taki brak równowagi uznać za wadę, ale dla mnie to jeszcze jeden dowód na mistrzostwo pióra Zelaznego. Potrafi przecież rosnącą temperaturę rozgrywki przenieść na tempo narracji. Przecież to logiczne, że im bliżej finału, tym działania graczy będą intensywniejsze i tym więcej uwagi trzeba im będzie poświęcić w opisie. Przy czym piórem autor posługuje się po mistrzowsku – choć nie używa przesadnie wyszukanego słownictwa i fraz, tekst jest niezwykle żywy.
I tak oto dotarliśmy do miejsca, w którym należałoby zakończyć tę moją drętwą notkę o bardzo dobrym tekście. Nie umiem pisać o tekstach dobrych, więc możemy się umówić, że im bardziej niezbornie próbuję jakąś powieść zachwalać, tym lepszą ocenę jej wystawiam. A w ogóle to idźcie poczytać notkę Kruka, jest lepsza.
Tytuł: Ciemna nmoc październikowa
Autor: Roger Zelazny
Tytuł oryginalny: Night in the Lonesome October
Tłumacz: Grzegorz Komerski
Wydawnictwo: Prószyński Media
Rok: 2013
Stron: ok. 200
Autor: Roger Zelazny
Tytuł oryginalny: Night in the Lonesome October
Tłumacz: Grzegorz Komerski
Wydawnictwo: Prószyński Media
Rok: 2013
Stron: ok. 200