piątek, 29 czerwca 2018

ROK Z NEBULĄ - podejście drugie na ósme urodziny bloga

W zeszłym roku postanowiłam zrezygnować z urodzinowych podsumowań czy konkursów. Zamiast tego chciałam spróbować wyzwania z nagrodą literacką. Co prawda nie udało mi się go ukończyć w zeszłym roku, ale pomysł ciągle mi się podoba. Jak to mówią, do trzech razy sztuka, więc z okazji ósmych urodzin postanowiłam zrobić podejście drugie.;)

Zanim jednak do rzeczy, krótkie podsumowanie poprzedniej próby. Z dwunastu wybranych pozycji udało mi się przeczytać tylko trzy: "Wśród obcych" Jo Walton, "Małego brata" Cory Doctorowa i "Piekło pocztowe" Pratchetta. Zaczęłam też "Wszystkich na Zanzibarze", ale poległam sromotnie (choć kiedyś w końcu ją zmęczę).
Teraz już możemy przejść do aktualności. ;)
 
Słowem wstępu
Najpierw może kilka słów wstępu, zanim przejdziemy do konkretnych wytycznych. Dlaczego Nebula? Bo to bardzo prestiżowa nagroda, to raz. Dwa, że przyznawana przez Komisję, a wiadomo, że wszystko, co przyznawane przez komisję, jest lepsze od tego, na co głosują fani. A poważnie, to po prostu wybrałam akurat tę nagrodę dlatego, że spośród wyróżnionych nią książek sporo wyszło po polsku, w porównaniu do innych nagród branżowych. Ale nie martwcie się, mam zamiar blogaska jeszcze kilka lat prowadzić i kolejne rocznice będę obchodzić z kolejnymi nagrodami, tak że jakby co, możecie zgłaszać kandydatów na przyszłość.;)
Cel i zasady
Z listy powieści nominowanych i nagrodzonych Nebulą (pełna lista tutaj) wybrałam 12, po jednej na każdy kolejny miesiąc. Wybierałam według prostych kryteriów. Po pierwsze - książka musiała być po polsku. Po drugie, musiała mnie interesować, a po trzecie, dostawała dodatkowe punkty, jeśli miałam ją w domu (z oczywistych względów odpadły ksiązki, które już czytałam). Oczywiście nie ma żadnego powodu, żebyście kierowali się przy wyborze takimi kryteriami, stwórzcie sobie własne.
Tym razem sporo tytułów zostawiłam sobie z zeszłego roku - hej, ja ciągle chcę je przeczytać, a wydawcy nie rozpieszczają i większość świeżo nominowanych/nagrodzonych powieści jeszcze u nas nie wyszła, więc pole manewru miałam rozczarowująco ograniczone.

Recenzje będą się pojawiały pod koniec każdego miesiąca - a przynajmniej taki jest plan.
 

Oto i pełna lista na ten rok:

"Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" Philip K. Dick (nominacja 1969)
"Lewa ręka ciemności" Ursula K. Le Guin (nagroda 1970)
"Wiosna Helikonii" Brian W. Aldiss (nominacja 1983)
"Atlas chmur" David Mitchell (nominacja 2005)
"Związek żydowskich policjantów" Michael Chabon (nagroda 2008)
"Świat finansjery" Terry Pratchett (nominacja 2009)
"Nakręcana dziewczyna" Paolo Bacigalupi (nagroda 2010)
"Ambasadoria" China Mieville (nominacja 2012)
"Cudzoziemiec w Olondrii" Sofia Samatar (nominacja 2014)
"Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman (nominacja 2014)
"Piąta pora roku" N. K. Jemisin (nominacja 2016)
"Wrota obelisków" N. K. Jemisin (nominacja 2017)
  
Tradycyjnie zapraszam do przyłączenia się. ALbo chociaż udzielania mi wsparcia moralnego ;)

wtorek, 26 czerwca 2018

"Misterium życia zwierząt" Karsten Brensing

Przyznam szczerze, że Amber nie jest moim wydawnictwem pierwszego wyboru. Ani nawet drugiego. Ma za uszami całkiem sporo – od paskudnych okładek, przez braki redaktorsko-korekcyjno-translatorskie aż po niekończenie rozgrzebanych cykli. Tym razem jednak postanowili wziąć się za coś, co nieczęsto pojawia się w ich ofercie, mianowicie książkę popularnonaukową. Podchodziłam do tego tytułu trochę jak pies do jeża, ale ciekawość w końcu zwyciężyła. I powiem wam, że bardzo przyjemnie się zaskoczyłam.

Skąd brała się moja nieufność? Po pierwsze tytuł, tak bardzo generyczny w ramach gatunku, że aż zęby bolą – wiadomo, że wszystko, co związane z przyrodą musi być mistyczne, tajemnicze, duchowe, natchnione i co tylko (tutaj dodam na usprawiedliwienie, że polski wydawca po prostu przetłumaczył tytuł oryginalny, o co w sumie nie mam do niego pretensji, ale widzicie, jak to wygląda). Po drugie okładka. Jeśli ktoś śledził tak jak ja cały ten boom na ekoliteraturę to mógł zauważyć, że niejakim wyznacznikiem gatunku są okładki z rysowaną ilustracją w kolorach ziemi. Tutaj mamy tylko fotkę (znowu – nawiązującą do oryginalnej okładki), ale w sepii, żeby jakoś wpasować się w odpowiednią kolorystykę jak najmniejszym wysiłkiem... A liternictwo tylko pogarsza sytuację.

Niemniej, temat wydawał mi się na tyle intrygujący, że postanowiłam nie oceniać książki po okładce i sięgnąć głębiej. I choć grafika nie zachęcała, to okazało się, że wydane jest toto całkiem solidnie – na twardo i może nie szyte, ale sklejone konkretnie. Poza tym w procesie redakcyjnym postarano się o konsultację naukową! Rzecz, która powinna być oczywista przy tego typu pozycjach, ale wcale nie jest (i to niestety bardzo widać). W dodatku sam autor może się pochwalić konkretnymi dokonaniami naukowymi, więc raczej umie interpretować źródła i wiedzy mu nie brakuje.

Pokrzepiona tymi rozważaniami wzięłam się za lekturę i poczułam się bardzo usatysfakcjonowana. Karsten Brensing podzielił swoją dość obszerną książkę na tematyczne rozdziały, trochę podobnie jak zrobił to Wohlleben (i cynicznie zaczął od rozdziału o seksie, ale jest to chyba najsłabszy rozdział – przynajmniej mnie niczym nie zaskoczył), przy czym jednak analizuje opisywane zjawiska znacznie głębiej. W przeciwieństwie do Wohllebena nie podpiera własnych twierdzeń jednym czy dwoma artykułami naukowymi, tylko stara się przybliżyć laickiemu było nie było czytelnikowi obecny stan wiedzy i trendów naukowych, bazując na rzeszy artykułów i eksperymentów, podaje też linki do ilustrujących pewne zjawiska filmików na YT (w ramach dygresji dodam jeszcze, ze bibliografia do ”Duchowego życia zwierząt” Wohllebena zajmuje 5 stron. Do „Misterium życia zwierząt” Brensinga – 30 stron).

Przy czym Brensing nie jest wobec naukowych osiągnięć bezkrytyczny – w książce zamieszcza nawet cały rozdział poświęcony błędom nauki na polu etologii. Nie boi się też mówić, że wiele negatywnych wyników w testach różnych aspektów samoświadomości i umiejętności poznawczych jest skutkiem niedopasowania do zwierzęcia, a nie braku testowanych cech. Jak choćby test lustra, którego zaliczenia przez lata odmawiano waleniom, zupełnie ignorując fakt, że istocie pozbawionej rąk czy łap raczej nie uda się zetrzeć czerwonej kropki z czoła.

„Misterium życia zwierząt”
jest typowo popularnonaukową pozycją, a więc autor dokłada wszelkich starań, aby czytelnik wszystko zrozumiał. Stąd też wiele miejsca poświęca na wyjaśnianie krok po kroku pewnych zagadnień neurologicznych czy terminów z zakresu psychologii oraz zastrzeganiu, że znaczenie naukowe danego terminu niekoniecznie pokrywa się z tym potocznym. Robi to językiem przystępnym, często używając analogii i ułatwiających zrozumienie porównań (które mnie czasem wydawały się nazbyt łopatologiczne, ale nie do końca jestem targetem) więc myślę, że odpowiednim nawet dla trochę młodszych czytelników.

Przyznam, że to chyba jedna z lepszych pozycji popularnonaukowych, jakie miałam okazję przeczytać w ciągu ostatnich kilku lat. Na pewno zajmie poczesne miejsce na moim regale, jako trzecia ulubiona książka z tego gatunku i tematyki. Jeśli chcecie kupić (komuś lub sobie) książkę o zachowaniach i emocjonalności zwierząt, o tym, jak działają ich umysły, to olejcie Wohllebena. Brensing zrobił to lepiej, solidniej i dogłębniej. Kupujcie, póki jest.
 
Ksiązkę otrzymałam od wydawnictwa Amber.
 
Tytuł: Misterium życia zwierząt
Autor: Karsten Brensing
Tłumacz: Ewa Walewska-Wilk, Rafał Sarna
Tytuł oryginalny: Das Mysterium der Tiere
Wydawnictwo: Amber
Rok: 2018
Stron: 416

wtorek, 12 czerwca 2018

"Liga smoków" Naomi Novik



Zdaję sobie sprawę, że notka o ostatnim (czyli dziewiątym) tomie średnio popularnego fantastycznego cyklu nie wzbudzi raczej niczyjego zainteresowania (może poza kilkoma fanatykami takimi jak ja), ale ponieważ to zwieńczenie mojej absolutnie ulubionej opowieści o smokach, nie mogę jej nie napisać. Tak więc słów kilka o „Lidze smoków” Naomi Novik. Wybaczcie, będą drobne spoilery.

Ostatnio zostawiliśmy naszych bohaterów w Rosji, gdzie byli świadkami załamania się ofensywy Napoleona. Teraz wracamy do nich, kiedy gonią uciekające w kierunku Berezyny resztki Wielkiej Armii. Tym razem Napoleonowi udaje się uciec, ale wszyscy wiedzą, że jak tylko wróci do Paryża zacznie zbierać nową armię. Lawrence, wraz z towarzyszącym mu angielskim dyplomatą, dokładają więc wszelkich starać, żeby zawiązywać sojusze – trzeba wyprowadzić uderzenie wyprzedzające...

Tym razem Naomi Novik również ciska naszymi ulubieńcami z miejsca na miejsce, ale ogranicza się do Europy. Mamy satysfakcjonująca ilość scen batalistycznych, ale mnie osobiście najwięcej radochy sprawiały porównywania między początkiem a końcem.

Widzicie, w tym tomie możemy w pełnej krasie podziwiać, jak reformy Napoleona i Lien zmieniły życie francuskich smoków na lepsze. Wcześniej oczywiście widzieliśmy migawki i zapowiedzi, ale dopiero teraz autorka pokazała, jak to wygląda i jak świetnie chińskie standardy (czyli traktowanie smoków, było nie było istot inteligentnych, jak pełnoprawnych członków społeczeństwa a nie jak troszkę większą i droższą wersję konia kawaleryjskiego) sprawdzają się na bardziej konserwatywnym i zacofanym w tym względzie europejskim gruncie.

W Anglii też zachodzą pewne zmiany społeczne, ale niestety nie docierają do skostniałego parlamentu. Większość smoków ciągle zadowala się zarabianiem na usługach kuriersko-przewozowych, ale do niektórych dociera, że teraz jest ostatnia szansa, aby coś dla siebie wywalczyć. Jeszcze ciągle coś znaczą – póki trwa wojna, rząd będzie skory do ustępstw, licząc na pozyskanie wsparcia niewojskowej części populacji. Osobliwie poruszająca w tym kontekście wydała mi się scena rozmowy Temeraire'a z Perscitią (jedyną chyba brytyjską smoczycą aktywnie udzielającą się politycznie), w której smoczyca mówi naszemu bohaterowi, że zostało już niewiele czasu – ludzie niedługo wynajdą taką broń, która odeśle smoki do lamusa. Do Temeraire'a dociera wtedy, co ludzie są zdolni zrobić ze smokami, jeśli uznają je za niepotrzebne – napatrzył się na to w Rosji. To taka scena przebudzenia się świadomości, że nie można poprzestać na budowaniu pozycji społecznej jakiejś grupy na tylko jednym filarze, że stabilizacja jakiejkolwiek mniejszości musi mieć solidniejsze podstawy, bo inaczej nie jest prawdziwą stabilizacją i kiedyś mogą nadejść dni płonących pułapek, jeśli odpowiednio wcześniej nie zabezpieczymy swoich praw...

W zasadzie jedynym rozczarowaniem (w pewnym sensie) była tytułowa Liga Smoków. Wiecie, spodziewałam się mocnego uderzenia fabularnego, czegoś, co wyrwie mnie z butów. Tymczasem... cóż, zamiast rewolucji dostałam początek ewolucji. Co jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne i tym bardziej irytujące, ze nie będzie nam dane podziwiać przebiegu tego procesu. To mogłoby być nawet ciekawsze niż powietrzne bitwy.

„Temeraire” to jeden z niewielu cykli, któremu dane było spokojnie dotrzeć do swojego naturalnego końca. Nawet jeśli autorka zechce kiedyś wrócić do tego uniwersum i opowiedzieć inne historie, to rozdział wojen napoleońskich i pewnego Cesarskiego smoka jest już zamknięty. To smutne, że nie spotkam się już z Temeraire'm. Ale ciągle mam jakąś tam nadzieję, że kiedyś wrócę do jego świata (choć raczej nie w najbardziej interesujący mnie okres; chciałabym coś bardziej współczesnego, tymczasem aktorka kiedyś przebąkiwała coś o starożytnym Rzymie).

Tytuł: Liga smoków
Autor: Naomi Novik
Tytuł oryginalny: League of Dragons
Tłumacz: Jan Pyka
Cykl: Temeraire
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2018
Stron: 494

sobota, 9 czerwca 2018

"Wieża" Daniel O'Malley


Czas jakiś temu zdarzyło mi się narzekać w internetach, że jeśli jakimś cudem główną postacią w urban fantasy jest kobieta, to seria szybko i nieuchronnie ewoluuje w kierunku słabo maskowanego paranormalnego romansu, a miejsce zagadek kryminalnych czy ratowania świata zajmuje niezwykle istotny wybór pomiędzy zmysłowym wampirem i atrakcyjnym wilkołakiem (tymczasem związki protagonistów płci męskiej zawsze pozostają na dalszym planie fabularnym). Nie wiem, jakie przesłanki stały za powstaniem „Wieży”, ale mam wrażenie, że Daniel O'Malley też miał dość tych wszechromantycznych schematów. I stworzył Myfanwy Thomas.

Poznajemy ją w momencie, kiedy stoi pobita w deszczu, otoczona martwymi ludźmi. Nie pamięta, kim jest, nie wie nawet jak się nazywa. Ale w kieszeni znajduje list od swojego poprzedniego ja, tego sprzed utraty pamięci, z podstawowymi informacjami o sobie i instrukcją, co dalej. Okazuje się, ze zanim straciła pamięć, była ważną figurą w pewnej tajnej organizacji, zajmującej się paranormalnymi problemami. I że najprawdopodobniej za jej opłakane położenie na początku tej historii odpowiada ktoś ze współpracowników.

W związku z takim otwarciem narracja prowadzona jest dwojako. Część fabuły rozgrywa się w czasie teraźniejszym i tu mamy narrację trzecioosobową z perspektywy nowej Myfanwy, część przyjmuje formę listów, jakie stara Myfawny napisała do nowej zanim została zastąpiona (zapewniam was, że w książce jest to o wiele mniej skomplikowane, niż może sugerować powyższe zdanie). Tutaj mamy typowy, pierwszoosobowy styl pamiętnikarski, bo poza instrukcjami, jak przetrwać, stara osobowość streszcza też co ciekawsze lub bardziej traumatyczne wydarzenia ze swojej przeszłości.

Może zacznę od kilku słów o świecie przedstawionym, bo to mi zdecydowanie ułatwi pisanie dalej. Otóż „Wieża” to urban fantasy (ten tom opiera się na schemacie thrillera ze zdradą na najwyższych szczeblach organizacji wywiadowczej), w którym właściwie wszystko kręci się wokół Checkquy, tajnej i potężnej organizacji zajmującej się rozwiązywaniem paranormalnych problemów świata, najlepiej bez informowania o tym niezaangażowanych, szarych mieszkańców. Za bazę wypadową i siedzibę główną obrali sobie Londyn. Sam Londyn jest pretekstowy i właściwie akcja mogłaby się rozgrywać w każdym innym dużym mieście, ale wszyscy wiemy, ze europejskie urban fantasy może się rozgrywać wyłącznie w Londynie, prawdaż. Fantastyka takich organizacji (mniej lub bardziej formalnych) zna na pęczki, od Ministerstwa Magii po Białą Radę i najbardziej innowacyjne w opisie Checkquy jest to, że pokazana nam jest z perspektywy urzędników, a nie pracujących w znoju i zagrożeniu agentów terenowych (to trochę tak, jakby najnowszego Bonda opowiedzieć z perspektywy Q). Agencja co prawda zatrudnia osoby bez szczególnych zdolności, ale żeby mieć realne szanse awansu, trzeba być uzdolnionym paranormalnie. Na świecie rodzi się mniej więcej stały odsetek takich dzieci i na terenie Zjednoczonego Królestwa przejmuje je właśnie Checkquy, najczęściej ku uldze rodziców (bo jednak większość ludzi przerasta wychowanie dziecka z rogami. Albo mackami). I to w zasadzie tyle – wszystko poznajemy z perspektywy organizacji, jej członków, wrogów i konfliktów. Zważywszy na to, że poza tym to jest „nasz” świat, takie ograniczenie za bardzo nie boli.


Podoba mi się przede wszystkim, jak autor wykreował postać Myfanwy. Nowa Myfawny musi spróbować wejść w buty swojej poprzedniczki, jeśli nie chce budzić podejrzeń tajemniczego zamachowca, jednak ma ekstremalnie wręcz inną osobowość. Autor bardzo wyraźnie sugeruje, ze traumy i wychowanie mają największy wpływ na kształtowanie się tego, co określamy jako „ja”. Myfanwy (jak nazywa siebie nowa osobowość) co prawda ma wszystkie główne cechy Thomas (jak myśli o starej osobowości), jednak nie ma ani jej przeszkolenia, ani ekstremalnie wrażliwego i cichego charakteru, który rozwinął się najprawdopodobniej w wyniku błędów przy rekrutacji. Bohaterka miała wtedy jakieś dziesięć lat i bardzo źle zniosła nagłe odebranie jej rodzicom.

I z jednej strony autor trochę poszedł na łatwiznę – powieść o szarej, biurowej myszy, która zdobywa i utrzymuje pozycję w wyniku ponadprzeciętnych organizacyjno-finansowych umiejętności byłaby bardzo odświeżająca, choć nie ukrywam, że trudna do napisania w atrakcyjnej formie. Tymczasem O'Malley jednak postawił na akcję. Nowa osobowość bohaterki jest bardziej otwarta, nie boi się konfrontacji i chętnie eksploruje otrzymane razem z ciałem zdolności paranormalne, odkrywając ich znacznie szerszy wachlarz niż poprzedniczka (która po kilku nieprzyjemnych wypadkach sprzed szkolenia miała spore zahamowania). Co za tym idzie, zamiast koordynować działania służb zza biurka, kilkukrotnie podejmuje akcje w terenie – wpływa to zbawiennie na dynamikę opowieści, bo oferuje kilka lubianych przez wszystkich scen walki i napięcia, ale jednak nie jest niczym odkrywczym.

O'Malley pisze dynamicznym językiem, nieszczególnie może charakterystycznym, ale przyjemnym. Narrację prowadzi z humorem i pewnym wyczuciem, choć lubi też grać czytelnikowi na nosie (na przykład po cliffhangerze na końcu rozdziału dając list od starej Myfanwy opisujący jakiś kompletnie nieistotny w kontekście tego momentu akcji epizod z życia). Lubi też pogrywać delikatnie ze schematami fabularnymi, co właściwie widać już po tematyce powieści. Co prawda czasami idzie na łatwiznę (większość istotnych dla wordbuildingu faktów czytelnik poznaje w formie szczegółowych notatek, jakie stara Myfanwy zostawiła dla nowej), ale na początku można to wybaczyć. Jak na debiut rokuje bardzo dobrze (zresztą, nawet jak na niedebiut byłoby to lepsze niż przeciętna).

Trochę zgrzytały mi za to niektóre decyzje podjęte przez tłumaczkę. Widzicie, w Checkquy nazwy stanowisk wywodzą się od szachowych bierek. Problem w tym, że większość z nich tłumaczka postanowiła przełożyć dosłownie z dość nieznanych przyczyn i wedle dość zagadkowego klucza. I tak mamy Wieże (czemu nie Gawrony?) i Pionki, ale mamy też Biskupów i Kawalerów. Wiem, że polski goniec czy skoczek brzmi nieco mniej wzniośle, ale po kilku akapitach o tym, jak to założyciele organizacji wywodzili wszystko od szachów, bo strategia i trzeźwe myślenie miały być zawsze w pamięci członków, brak tych nawiązań trochę zakłóca immersję w tekst.

Niemniej, bawiłam się przednio. Zwłaszcza, że autor okazał się na tyle sprawny w snuciu intrygi, że do końca nie wiedziałam, kto zdradził, co zdarza mi się bardzo rzadko. (choć już korekta mogłaby się nieco bardziej przyłożyć) Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Mam nadzieję, ze się u nas ukaże. 
Ksiązkę otrzymałam od wydawnictwa Papierowy Księżyc
Tytuł: Wieża
Autor: Daniel O'Malley
Tytuł oryginalny: The Rook
Tłumacz: Iga Wiśniewska
Cykl: Archiwum Checkquy
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok: 2017
Stron: 560

wtorek, 5 czerwca 2018

Na co poluje Moreni: czerwiec 2018

Czerwiec (jak zwykle resztą) jest miesiącem spokojniejszym wydawniczo. Co wydawcy chcieli wypchnąć przed wakacjami, wypchnęli w maju, żeby zdążyć na Targi Książki. Pewnego ożywienia spodziewam się jeszcze w lipcu, ale poza tym do jesieni powinno być już spokojniej. To dobrze, będzie okazja ponadrabiać zaległości. 

Tymczasem w zapowiedziach może i nieszczególnie luźniej, bo ilość tyłów interesujących jest raczej taka średnia, ale nie ma wśród nich niczego, co koniecznie chciałabym mieć. Zatem nie będzie dziś podziału na sekcje - wszystko, co znajduje się w notce, po prostu chcę kiedyś przeczytać.

"Miłość made in China" Dorian Malovitz
6 czerwca

Ostatnio mieliśmy wysyp książek o Chinach, ale wszystkie one kręciły się wokół zagadnień ekonomiczno-gospodarczych. Mnie tymczasem zawsze bardziej interesowały bardziej ludzkie aspekty tak egzotycznych kultur Dalekiego Wschodu. Toteż znacznie chętniej poczytam o matrymonialnych zwyczajach Chińczyków.

Znakomity reportaż o największym na świecie rynku... matrymonialnym.
Ceniony reportażysta i znawca chińskiej kultury Dorian Malovic przemierzył Państwo Środka wzdłuż i wszerz. Rozmawiał z matkami, żonami, córkami, siostrami, konkubinami i prostytutkami. Wysłuchał ich najintymniejszych zwierzeń, po to by zbudować prawdziwy obraz miłości made in China.
Jak być nastolatką, wiedząc że trzeba znaleźć męża przed ukończeniem 25 roku życiu, by nie zostać sheng nu – resztką, której nie chce żaden mężczyzna? Jak być kobietą, gdy to rodzice szukają dla Ciebie męża na ogromnym targu singli? Jak być matką, kiedy każda kolejna ciąża grozi represjami ze strony Państwa? A przede wszystkim – czy można kochać prawdziwie w świecie, w którym komunizm zniszczył wszystkie wartości poza bezwzględnym posłuszeństwem wobec Państwa i rodziny? W kraju, gdzie małżeństwo nie jest sprawą uczuć, lecz chłodną kalkulacją biznesową.

"Bożogrobie" Jay Kristoff
6 czerwca

Poprzedni tom pozostawił po sobie mieszane uczucia, ale jako czytadło się sprawdził. Więc z drugim też spróbuję, akurat latem czytadła są w sam raz.

Mia Corvere, niszczycielka cesarstw, znalazła sobie miejsce pośród Ostrzy Naszej Pani od Błogosławionego Morderstwa, ale wielu członków Duchowieństwa Czerwonego Kościoła uważa, że na to nie zasłużyła. Jej pozycja jest niepewna, a w dodatku nadal daleko jej do pomszczenia brutalnej śmierci swojej rodziny. Po śmiercionośnej potyczce z dawnym wrogiem Mia zaczyna nabierać podejrzeń co do motywów, jakie kierują samym Czerwonym Kościołem. Kiedy staje się wiadome, że finał wielkich igrzysk w Bożogrobiu zaszczycą swoją obecnością konsul Scaeva i kardynał Duomo, Mia postanawia przeciwstawić się Kościołowi i sprzedaje się do niewoli, żeby mieć szansę dopełnić obietnicy, którą złożyła w dniu, kiedy straciła wszystko. Na piaskach areny znajduje nowych sprzymierzeńców, zaciętych rywali i jeszcze więcej pytań na temat swoich dziwnych związków w cieniami. Jednak w miarę jak ujawnianą są spiski i sekrety, liczba ofiar rośnie w murach kolegium. Mia będzie zmuszona wybierać między lojalnością a zemstą.

"Głosząca kres" Jay Kristoff
6 czerwca

Obrodziło Kristoffem w tym miesiącu. Tutaj jednak mamy do czynienia z finalnym tomem trylogii, który pewnie w końcu kupię, jak tylko sensownie go w Empiku przecenią. Tymczasem jednak nie śpieszy mi się.

Ostatni tom epickiej, steampunkowej "lotosowej trylogii"z feudalną Japonią w tle
Oto nadszedł kres świata, który znali. Wraz ze śmiercią Aishy przestała istnieć dynastia Kazumitsu. Zdziesiątkowana rebelia Kagé – niegdyś zaciśnięta pięść, teraz ledwie kilka wyłamanych palców – targana jest wewnętrznymi konfliktami. Jej przywódca, Daichi, siedzi w więzieniu zdany na łaskę Gildii Lotosu.
Gildia, od lat zatruwająca kraj, chce sięgnąć po władzę absolutną na siedmiu wyspach Shimy, posługując się nowym szogunem – Hiro – jak marionetką. Z armiami klanów Tygrysa i Feniksa oraz Miażdżycielem – najpotężniejszą bronią, jaką kiedykolwiek stworzono - wydaje się niepokonana. Czy ktokolwiek rzuci wyzwanie takiej sile?
Oczy wszystkich zwrócone są na Yukiko, tancerkę burzy, zabójczynię szoguna. Chaos i wojna domowa to jej dzieło. Ale jeśli ktokolwiek może ocalić Shimę przed zagładą, to tylko ona wraz z Buruu, wiernym tygrysem gromu u boku. Pytanie: co – czy też kogo – będzie musiała poświęcić dla zwycięstwa?
Sojusznicy, którzy atakują znienacka. Niegdysiejsi wrogowie, którzy stają do walki ramię w ramię. Wojna Lotosowa właśnie się rozpoczęła. I nie oszczędzi nikogo.

"Przeklęci święci" Maggie Stiefvater
6 czerwca

Przyznam, że nie am szczególnego zaufania do tego tytułu. Wot, przeczucie mi mówi, żę to będzie raczej przeciętne YA, ale pomysł wydaje się ciekawy. Istnieje szansa, że nie został zepsuty wykonaniem.

Autorka uwielbianej tetralogii "Król kruków" powraca z kolejną powieścią dla młodzieży! Niektórych życzeń nie należy wypowiadać na głos.
Pełna tajemnic książka o tym, czy warto wierzyć w cuda i czym dla każdego jest cud. W zagadkowym miasteczku Bicho Raro w stanie Kolorado mieszka trójka kuzynów. Ich życie płynie w sennym rytmie, choć robią wszystko, żeby w ich okolicy stało się coś ciekawego. Jeden z kuzynów Joaquin prowadzi nawet piracką stację radiową. Cała trójka – Beatriz, Daniel i Joaquin – czeka, aż wreszcie stanie się cud. Ale cuda w Bicho Raro są inne od spodziewanych...

"Będzie bolało" Adam Kay
6 czerwca

Lubię czytać o lekarzach i ich pracy. Toteż i tę książkę chętnie przeczytam.

Witaj w świecie 97-godzinnych tygodni pracy. W świecie decyzji o życiu i śmierci. W świecie nieustannego tsunami płynów ustrojowych. W świecie, w którym zarabiasz dziennie mniej niż szpitalny parkometr. Pożegnaj się z przyjaciółmi i bliskimi związkami...
Witaj w świecie lekarza stażysty.
Spisana potajemnie po niekończących się dyżurach, bezsennych nocach i pracujących weekendach książka komika i byłego stażysty Adama Kaya to dotkliwie szczery opis czasu, który spędził na linii frontu brytyjskiej służby zdrowia. Na zmianę zabawne, przerażające i wzruszające zapiski omawiają wszystko, co chcieliście wiedzieć – i sporo rzeczy, o których wolelibyście nie wiedzieć – o życiu lekarzy na oddziale i poza nim. Uwaga, lektura może pozostawić blizny.

"Błękit" Maja Lunde
6 czerwca

"Historii pszczół" jeszcze nie przeczytałam, ale chętnie sięgnę po kolejną odsłonę opowieści o końcu świata, jaką zaprezentowała autorka. Motyw może nieszczególnie oryginalny (na fantastycznym poletku wielu już go eksploatowało, ostatnio intensywnie robił to Bacigalupi), ale zawsze można coś nowatorskiego wycisnąć.

Autorka bestsellerowej Historii pszczół – sprzedanej w Polsce w nakładzie 65 tysięcy egzemplarzy – powraca z niezwykłą powieścią o... wodzie. Przyszłość bez niej jest bardziej przerażająca niż świat bez pszczół.
Zachodnia Norwegia, rok 2017. Siedemdziesięcioletnia Signe przybywa w rodzinne strony. Powracają bolesne wspomnienia o Magnusie, niespełnionej miłości, straconym dziecku… Nie ma już śladu po wzgórzach, rzece Breio i wodospadach Dwie Siostry, o których przetrwanie walczyła jako nastolatka. Dziką naturę okiełznano i wykorzystano do napędzania elektrowni wodnej. Pozostał tylko lodowiec. Ale i jego zwolennicy postępu postanowili przekuć w kostki lodu do drinków. Signe przyjeżdża, by podjąć z nimi ostatnią, nierówną walkę. Jej orężem jest Błękit – jacht, który otrzymała od ojca na osiemnaste urodziny...
Południe Francji, rok 2041. Panująca w Europie susza prowadzi do wojen i wyniszcza kontynent. Kolejne połacie lądu trawi pożar. David ucieka w ostatniej chwili, wraz z jedenastoletnią córką Lou. Lecz nawet obóz dla uchodźców nie jest już bezpieczną przystanią. Przemierzając wyludnioną okolicę, David i Lou w jednym z opuszczonych domów postanawiają zaczekać na koniec lub cud. Odnaleziona w ogrodzie żaglówka ma być ich arką, gdy w końcu spadnie deszcz…
Błękit to drugi tom cyklu powieściowego, rozpoczętego bestsellerową Historią pszczół, którego głównym tematem są zmiany klimatu i degradacja środowiska naturalnego. Zbudowana z dwóch równolegle prowadzonych i łączących się w zaskakujący sposób wątków powieść potwierdza pisarski kunszt Mai Lunde. Norweżka, jak nikt inny potrafi zgłębić meandry ludzkiej psychiki. Jednocześnie przekazuje nam, głuchym na wołanie dzikiej przyrody czytelnikom, przerażające ostrzeżenie – jeśli nie zaczniemy szanować otaczającej nas natury, zginiemy razem z nią.

"Ulica Wiecznej Szczęśliwości" Rob Schmitz
6 czerwca

Kolejna okazja do zaspokojenia mojej umiarkowanej fascynacji Dalekim Wschodem. Odnotowuję ku pamięci, wszak jeszcze "Kwiaty w pudełku" czekają na lekturę.

Współczesny Szanghaj to światowa metropolia w okresie najbardziej intensywnego rozwoju. Każdego dnia pojawiają się w nim marzyciele, gotowi zanurzyć się w szalonym żywiole kapitalizmu, idei i możliwości. Elegancka panorama miasta z imponującymi, nowoczesnymi wieżowcami inspiruje ich sny o własnej świetlanej przyszłości.
Rob Schmitz, który od lat mieszka w Szanghaju, poznał to miasto od podszewki. Nawiązując bliskie, przyjacielskie relacje z sąsiadami, dowiadywał się coraz więcej o ich pragnieniach, zmaganiach, osiągnięciach i porażkach. Co dzień zaglądał do kwiaciarni Zhao, dumnej matki z determinacją zabiegającej o lepszą przyszłość dla swoich synów, zachodził na placki do wujka Fenga i obserwował kolejne chybione inwestycje jego żony, cioci Fu, gorliwej kapitalistki i świeżo nawróconej chrześcijanki, wpadał do baru Chen Kaia, zwanego CK, który ciągłymi eksperymentami z menu próbował trafić w gusta nowych szanghajczyków, odwiedzał Starego Kanga, desperacko walczącego o zachowanie domu ze skorumpowanymi urzędnikami i chciwym deweloperem.
W Szanghaju Schmitza spotyka się kilka pokoleń Chińczyków; w ich historiach odbijają się dzieje współczesnych Chin, od klęski głodu i rewolucji kulturalnej po politykę jednego dziecka. Dziś, w czasach dramatycznej transformacji, każdy z nich śni swój własny „chiński sen”.
Książka zdobyła tytuł Książki Roku według „Telegraph” oraz  „World Magazine”.

"Kirke" Madeline Miller
13 czerwca

Jakkolwiek Poważni Twórcy uwielbiają bezpośrednie nawiązania do mitologii greckiej, tak ci bardziej rozrywkowi niechętnie eksploatują helleńskie motywy. Jak dotąd prężnie rozwija się wykorzystywanie ich w YA, ale tutaj mamy najwyraźniej powieść skierowaną do dorosłego czytelnika. Tym bardziej ciekawam.

Epicka opowieść oparta na motywach mitologicznych, autorstwa zdobywczyni Nagrody Orange.
W domu Heliosa, boga słońca i najpotężniejszego z tytanów, rodzi się córka. Kirke jest dziwnym dzieckiem – nie tak potężnym jak ojciec ani tak bezwzględnym jak matka... Dziewczyna próbuje odnaleźć się w świecie śmiertelników, lecz odkrywa w sobie czarnoksięską moc, dzięki której może zagrozić samym bogom... Z tego powodu zostaje wygnana. Nie zamierza jednak przestać kształcić się w czarach. Jej ścieżki skrzyżują się z Minotaurem, Dedalem, jego synem Ikarem, morderczą Medeą i, oczywiście, z przebiegłym Odyseuszem.
Samotna kobieta zawsze narażona jest na niebezpieczeństwo, a Kirke nieświadomie budzi gniew zarówno w ludziach, jak i w mieszkańcach Olimpu. Aby ochronić to, co kocha, będzie musiała zebrać wszystkie siły i zdecydować, czy należy do bogów, z których się urodziła, czy do śmiertelników, których pokochała.
 

"Czarnoskrzydły" Ed McDonald
20 czerwca

Wygląda na standardowe mroczne fantasy. Ale jest znacznie cieńsze niż standardowe mroczne fantasy. Ta zagadka wymaga sprawdzenia.

„Niezwykle przebojowy debiut fantasy, który łączy w sobie pomysłowość Chiny Miéville’a z dynamiczną przygodową narracją Davida Gemmella” - Anthony Ryan, autor bestsellera Legion płomienia
Nadzieja, rozum, człowieczeństwo: Nieszczęście odbiera je wszystkie.
Pod popękanym i wyjącym niebem rozciąga się rozległe, skażone Nieszczęście, tajemnicza pozostałość wyniszczającej wojny z nieśmiertelnymi istotami znanymi jako Królowie Głębi. Wojna zakończyła się niemal przed wiekiem, a wrogów trzyma w szachu tylko istnienie Maszynerii, straszliwej broni strzegącej granic Nieszczęścia. Nieprzyjaciel przyczaił się po drugiej stronie zatrutej ziemi niczyjej, tętniącej od zwichrowanej magii i złowrogich widm. Obserwuje. Wyczekuje.
Łowca nagród Ryhalt Galharrow oddycha pyłem Nieszczęścia od dwudziestu gorzkich lat. Kiedy dostaje rozkaz odszukania zamaskowanej arystokratki w przygranicznej placówce, niespodziewanie wpada w sam środek szturmu Królów Głębi, który może oznaczać, że nieśmiertelni przestali się lękać Maszynerii. Tylko imponujący pokaz mocy poszukiwanej kobiety, Lady Ezabeth Tanzy, pozwala odeprzeć napastników.
Ezabeth jest cieniem z ponurej przeszłości Galharrowa. Wspólnie wpadają w sieć spisku, który grozi zerwaniem kruchego pokoju, jaki gwarantowała Maszyneria. Galharrow nie jest gotowy na poznanie prawdy o krwi, którą przelał, i bogach, którym ma służyć...

"Szara wilczyca" James Oliver Curwood
25 czerwca

 Jakoś tak się złożyło, że z klasyków Curwooda czytałam tylko "Włóczęgi północy". A że wspominam bardzo dobrze, to chętnie zapoznam się ze sztandarowym dziełem autora.

 Kazan – mieszaniec psa rasy husky z wilkiem – oraz jego towarzyszka Szara Wilczyca przemierzają lasy i pustkowia Alaski, szukając schronienia i pożywienia oraz opiekując się sobą nawzajem.
W surowym klimacie Ameryki Północnej czeka ich wiele niebezpieczeństw oraz wyzwań. Przyroda i cywilizacja pełne są wrogów, ale także niespodziewanych przyjaciół. Powieść Curwooda to historia wielkiej miłości, która zawsze zwycięża – w konfrontacji z człowiekiem, ze zwierzętami oraz z naturą.
Nowe ilustrowane wydanie zachwyci wszystkich miłośników zwierząt i przygód. Dzięki tej książce dzieci docenią piękno dzikiej przyrody i nauczą się szacunku do sił natury.

"Urobieni" Marek Szymaniak
27 czerwca

Jako, było nie było, pracownik, chciałabym poczytać trochę o innych perspektywach rynku pracy. Zawsze to dobrze poszerzyć spojrzenie.

Ponad półtora miliona ludzi pracujących w Polsce żyje w ubóstwie. Przeciętny Polak przepracowuje w roku niemal dwa tysiące godzin, co daje nam drugie miejsce w rankingu najbardziej zapracowanych krajów w Unii Europejskiej. Choć spędzamy w pracy prawie jedną trzecią swojego życia, wciąż niewiele wiemy o mechanizmach rynku pracy i nierównościach panujących wśród zatrudnionych w innych branżach.
Pracownik fabryki, ochroniarz na osiedlu nowych bloków, właściciel budki z zapiekankami, szefowa związku zawodowego w sieci hipermarketów, kierownik call center i wielu innych – to właśnie oni, niewidzialni pracownicy, choć wciąż słyszą zapewnienia o perspektywie poprawy swojego losu, nie czują się beneficjentami systemu, w którym przyszło im żyć. Bo jak powiedział jeden z bohaterów: „jesteśmy tylko trybikami”.
Zbiór reportaży Urobieni ujawnia niewygodną prawdę o polskim rynku pracy. Opowiada historie zarówno tych, którzy w 1989 zostali siłą wtłoczeni w nowy model gospodarczy, jak i tych, których ukształtował dziki, nadwiślański kapitalizm lat dziewięćdziesiątych. Niepewność jutra, spychający w ubóstwo wyzysk, pogarda dla słabszych i rosnąca frustracja tworzą gorzką opowieść o codzienności milionów Polaków.

piątek, 1 czerwca 2018

Stosik #104

Spodziewałam się po maju sporego stosika, bo wiadomo - WTK. No i jest całkiem spory, nie powiem. Choć mieści się w szeroko pojętej normie.


Od lewej mamy nabytki własne. Poza "Kształtem wody", który przywlokłam z biblioteki. Na razie mogę powiedzie, że ma fajne ilustracje.

Niżej trzy pozycje będące pokłosiem promocji na fantastykę w Świecie Książki. "Magia kąsa" to pierwszy tom serii o Kate Daniels autorstwa Ilony Andrews. Lubię urban fantasy, od dawna chciałam spróbować tego cyklu, a że akurat było w promocji, to się skusiłam. Część tej argumentacji można odnieść też do "Post Scriptum" Wójtowicz, ale tutaj kluczowe znaczenie miała polecanka Ćmy książkowej. Zaś Bradbury i jego "451 stopni Farenheita" to oczywisty must have, bo Artefakty przecież.

Pod spodem mamy nabytki przywiezione z Warszawskich Targów Książki (byłoby pewnie więcej, gdybym zabawiła na nich dłużej). "Ligę smoków" Naomi Novik, czyli ostatni tom mojego absolutnie ulubionego cyklu o Temeraire, już zdążyłam przeczytać (i poczuć smutek, że więcej nie będzie). "Kwiaty w pudełku" to dość spontaniczny zakup, efekt mojej umiarkowanej fascynacji Japonią. Zakup "Człowieka, który wspinał się na drzewa" był tylko kwestią czasu, a że na stanowisku wydawnictwa był przeceniony, to się nie wahałam (przy okazji odbyłam krótką pogawędkę z panem opiekującym się stoiskiem). To samo zresztą dotyczy "Sennika ciem i motyli", bo jako pozycja należąca do Menażerii w końcu musiała do mnie trafić (a na targach też była w bardzo przyzwoitej promocji).

A na samym dole spontaniczny zakup z Empiku - "Mistrz i Małgorzata". Od dawna chciałam mieć tę powieść na półce.

Przejdźmy do sekcji recenzenckiej. Na czytniku ebook od Prószyńskiego i s-ki, czyli "Socjalizm jest piękny". Powieść autobiograficzna kobiety z Chińskiej Republiki Ludowej. Wybrałam ją, bo lubię powieści o kobietach, a ta wydaje się pokazywać pewną normę, a nie krwawą i niebezpieczną walkę z reżimem.

Po prawej od góry mamy dwie pozycje od Marginesów. "Gdyby nasze ciało potrafiło mówić" to książka popularnonaukowa i jak nie mogę jeszcze nic powiedzieć o treści, to o formie mogę same dobre rzeczy (ta minimalistyczna okładka, te pocieszne ilustracje!). "Siła" Naomi Alderman fascynuje mnie jako odwrócenie motywu znanego z takich klasycznych powieści jak choćby "Opowieść podręcznej". Jestem ciekawa, jak wyszło. I szalenie podoba mi się okładka - byłabym skłonna do powieszenia plakatu na ścianie.

Niżej jest "Wojna światów" od Vespera i matko, jak to jest ślicznie wydane! Dedykowana zakładka, twarda okładka, klimatyczne ilustracje... Cud, miód i orzeszki. Jeśli dotąd nie kupiliście sobie Wellsa, a chcieliście, to to jest wydanie, którego szukaliście.

Dwie ostatnie książki są od Zyska i s-ki. "Jak zatrzymać czas" to w zasadzie niewiadoma - nie mam szczególnych oczekiwań i dlatego pozwalam sobie mieć nadzieję, że się nie rozczaruję. Za to "Zwrotnik Węży" to był mój must have i jak tylko napisze recenzję powieści Novik, biorę się za Brennan (gdyby nie ogromny zapiernicz, jaki mam ostatnio w pracy, dawno byłaby przeczytana...)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...