Muszę przyznać, że od chwili, kiedy zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach, w mojej głowie zrodził się niecny plan. Czytałam kiedyś książkę o podobnej tematyce autorstwa Polki. Polka owa na swoim blogu pisała kiedyś, że pierwotnie jej książka miała być wydana w Stanach, ale wydawca stwierdził, że jak nie ma Tokio i dziwów cukierkowej popkultury, to on nie chce. Zastanawiałam się więc, jakaż prowincja jest w książce Amerykanki, że się ukazała. Bardzo też ciekawa byłam, czy istnieje różnica pomiędzy polskim a amerykańskim postrzeganiem życia w Japonii. Przekonałam się, że istnieje, ale nie podejrzewam, żeby wynikała z narodowości.
Rebecca Otowa mieszka w Japonii już prawie trzydzieści lat. Jednak „W Japonii czyli w domu” nie jest pamiętnikiem tego czasu, nie jest nawet zbiorem anegdot z prowincji. Jest zbiorkiem krótkich felietonów, poświęconych mniej lub bardziej lokalnym zwyczajom japońskim i rozważaniom nad zagadnieniem mentalności Japończyków.
Czegoś mi w tej książce brakowało. Była to osoba autorki. „W Japonii czyli w domu”, zwłaszcza na początku, jest pisane z sileniem się na obiektywizm. Pewnie większość osób zainteresowanych kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni nie zgodzi się za mną, ale gdybym chciała poznać obiektywną relację, sięgnęłabym po opracowanie naukowe. Sięgając po beletrystykę, chciałabym odnaleźć w niej subiektywne spojrzenie żywego człowieka, nie naukową bezosobowość. Tutaj tego spojrzenia zabrakło. Co prawda w dalszych częściach (bo rzecz cała podzielona jest tematycznie) już panią Otowę lepiej widać, ale silenie się na zbędny obiektywizm jest wciąż obecne i o tyle irytujące, że przynajmniej częściowo bezskuteczne.
Jeśli jednak czytelnika interesowałaby wiedza ogólna, socjologiczna i kulturoznawcza, śmiem twierdzić, że „W Japonii czyli w domu” będzie dla niego świetną lekturą. Mamy tam bowiem opisy domowych zwyczajów związanych z lokalnymi świętami (czego w książce Anny Ikedy próżno szukać), trochę kolorowych zdjęć i mnóstwo rysunków (niestety, w odcieniach szarości). Dla mnie najciekawszym rozdziałem była historia rodziny męża autorki, bogato okraszona zdjęciami. Było w niej widać zaangażowanie osobiste pani Otowy, co znacząco podniosło wartość tekstu.
Jeśli chodzi o język, to trochę brakuje mu lekkości. Autorka lubi wpadać w ciężkawe, filozoficzne rozważania nad naturą japońskiej wszechrzeczy, co trochę mnie nudziło – są to momenty bardzo introspektywne, ale brakuje w nich czegoś, co mogłoby zainteresować czytelnika. Poza tym wszystko, o czym Otowa pisze, nosi znamię sztywnej powagi – bardzo to japońskie, ale nieco niestrawne.
Na początku pisałam, że nie sądzę, aby różnice między książką Polki i Amerykanki wynikały z narodowości. Obie panie dzieli po pierwsze różnica pokolenia, co automatycznie wpływa na postrzeganie świata, a po drugie, podczas gdy japońska część rodziny pani Ikedy jest bardzo postępowa, państwo Otowa mocno trzymają się tradycji. Nie jest więc to opozycja spojrzenie polskie vs. spojrzenie amerykańskie, ale raczej prowincja nowoczesna (jak na możliwości prowincji, oczywiście) contra tradycyjna. Więc jeśli ktoś szuka relacji z tradycyjnej japońskiej wsi – polecam „W Japonii czyli w domu”. Pozostali niech sięgną po książkę Ikedy.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Świat Książki.
Tytuł: W Japonii czyli w domu. Amerykanka w Kraju Kwitnącej Wiśni
Autor: Rebecca Otowa
Tytuł oryginalny: At Home in Japan
Tłumacz: Iwona Kordzińska-Nawrocka
Wydawnictwo: Świat Ksiązki
Rok: 2013
Stron: 192
Autor: Rebecca Otowa
Tytuł oryginalny: At Home in Japan
Tłumacz: Iwona Kordzińska-Nawrocka
Wydawnictwo: Świat Ksiązki
Rok: 2013
Stron: 192