
Jak ze wstępu wynika, mamy w
„Paskudzie…” do czynienia z motywem baśniowym – Królewną zamkniętą w wieży, z
której może ją uwolnić jedynie cny Rycerz na białym koniu. Aby jednak nie było
mu zbyt łatwo, wieży strzeże straszliwy smok i posępny Strażnik. Generalnie
więc dni mijają, podobne jeden do drugiego jak dwie krople wody: Królewna ze Strażnikiem,
znudzeni, grają w statki, i tylko smoczyca o wdzięcznym imieniu Paskuda od
czasu do czasu zje jakiegoś Rycerza. A wiadomo, że jak się zostawia młodą pannę
z przystojnym bodyguardem (zaś pozostali kandydaci są przedwcześnie
eliminowani), to wyniknąć z tego może tylko jedno.
„Paskuda & Co.” jest ni to
zbiorem opowiadań, ni to powieścią. Osobiście obstawiałabym raczej tę pierwszą
ewentualność, gdyż każdy rozdział to w zasadzie zamknięta historia. Z drugiej
strony, każda z tych zamkniętych historii jest napisana tak, aby wraz z
pozostałymi spleść się w łańcuszek większej opowieści. Pozostawmy jednak te rozważania
i przejdźmy do kwestii zasadniczej, mianowicie: co z jakością?
I tu zaczynają się problemy.
Przedstawione przez Magdalenę Kozak historyjki mają co najmniej tyle samo wad, ile
zalet. Autorka swoimi mocno sensacyjnymi powieściami przyzwyczaiła czytelników
do tego, że niedoskonałości językowe i prostotę (żeby nie powiedzieć dosadniej)
stylu maskuje wartką akcją, strzelaninami i paradą męskiej przyjaźni. Tutaj język
i styl są owszem, takie same jak wcześniej, tylko strzelanin zabrakło.
Dodatkowo krótka forma zdecydowanie autorce nie służy – historyjki nie są ani
szczególnie zabawne, ani błyskotliwe, ani nawet zaskakujące (jak to się skończy
można z detalami przewidzieć gdzieś tak w połowie książki). Trochę mogą boleć
też przerysowani aż do przesady bohaterowie, który to zabieg Kozak stosuje ze
zmiennym szczęściem – raz wychodzi zabawnie, innym razem wręcz przeciwnie (co
najlepiej podsumowuje fakt, że najsympatyczniejszą i najbardziej wyrazistą
postacią jest przygłupi smok).
„Paskuda…” to jednak książka nie
tak beznadziejna, jak mogłoby się wydawać. Mimo ogólnej przewidywalności,
klimat całej opowieści jest sympatyczny i najbliżej mu chyba do wyżej
wymienionego „Shreka” (chociaż brakuje polotu, błyskotliwości i humoru filmu).
Lekki opar absurdu znakomicie uzupełnia całość. Trójka mieszkańców wieży
również budzi sympatię (poza Królewną – mam
nadzieję, że dziewczę ma lat naście, bo w przeciwnym wypadku jej zachowanie nie mieści się w głowie), zaś ich relacje naszkicowane
żywo i z humorem. No i na koniec – książkę czyta się błyskawicznie.
Szczerze mówiąc, po „Paskudzie…”
spodziewałam się czegoś więcej. Tym czymś najprawdopodobniej była sensacja i
zaskakująca akcja. Trochę szkoda, że nie wyszło. Mimo tego „Paskuda & Co.”
pozostaje bardzo przyjemnym czytadłem. Takim, do którego co prawda się nie
wraca, za to pochłania z przyjemnością i kończy w stanie prawdziwego
odprężenia.
Recenzja dla portalu Insimilion.
Tytuł: Paskuda & Co.
Autor: Magdalena Kozak
Wydawnictwo: Fabryka słów
Rok: 2012
Stron: 300
Autor: Magdalena Kozak
Wydawnictwo: Fabryka słów
Rok: 2012
Stron: 300
Hmmm, książki Magdaleny Kozak omijam szerokim łukiem. Przyznaję od razu: żadnej nie czytałem. Ale patrząc na recenzje wiem, że to nie najlepsza fantastyka. A i dobry znajomy, którego literackie gusta (i oczekiwania) w dużej pokrywają się z moimi, nie wyrażał się o twórczości pani Kozak zbyt dobrze. Twoja recenzja nie zmienia nic w moim podejściu.
OdpowiedzUsuńKurcze, sporo takiej fantastyki na rynku...
Wiesz, za czasów nastolęctwa (takiego starszego, ale zawsze) powieści Kozak bardzo mi się podobały - szybka akcja, prosty język, te sprawy. I myślę, że wiele tej "nie najlepszej fantastyki" jest w gruncie rzeczy kierowana do młodego czytelnika, który lubi prostą rozrywkę, a na tę nieco ambitniejszą nabierze chęci, jak przekroczy dwudziestkę. I dlatego sporo takiej fantastyki na rynku...
UsuńW ostatnim numerze NF Dukaj napisał, że jak ktoś się wychował na Lemie (ja może trochę bardziej na P.K. Dicku i Sapkowskim), to ma w głowie konkretny obraz fantastyki.
UsuńNie wiem, czy akurat ta autorka kieruje swoje teksty do młodzieży. Zawsze też można podsuwać młodszym czytelnikom coś... eee, wartościowszego.
No dobra, uczepiłem się tej pani, a kobitka fajne hobby ma i w ogóle może być bardzo ciekawą personą. Ucinam więc, zanim włączy mi się drugi bieg zrzędy. ;)
Czytałam ten tekst Dukaja i trochę się zgadzam, a trochę nie rozumiem (w sensie - zgadzam się z ogólną ideą, ale że Lema nie trawię, to nie rozumiem, jaki konkretnie ten obraz może być). Chodziło mi nie o to, do kogo teksty są kierowane, ale o to, kto je czyta.;) A czyta głównie młodzież, z poczuciem wyższości, bo to książka dla dorosłych.;) Ja tak raczej o ogólnym trendzie, bo sama pani podobno bardzo miłą i sympatyczną osobą jest.:)
UsuńTeż bym się spodziewała czegoś więcej. Ale z ciekawości i tak pewnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńW takim razie miłej lektury na przyszłość.:)
UsuńPrzychylam się ku opinii Jarcka, że osoby w wieku nastolęctwa niekoniecznie należy zbywać towarem niepełnowartościowym. Dlaczego nie mieliby delektować się literaturą mistrzów?...
OdpowiedzUsuńDzieł pani Kozak nie znam i pewnie nie poznam, bo mnie skutecznie odstraszyłaś:-)
Nie no, ja też chętnie propagowałabym Tolkiena, ale myślę, że jeśli ktoś nie czyta i chce wziąć jakieś fantasy na początek, to wybierze raczej uzbrojone po zęby anioły czy wampiry w służbach specjalnych (jeśli jest dziewczęciem, to paranormal), niż dzieła mistrzów. Większość z czasem przejdzie na wyższy level.;)
Usuń