Majowy numer Nowej Fantastyki obfitował w ciekawe teksty, szczególnie w dziale publicystycznym. Z opowiadaniami już aż tak dobrze nie było, ale cóż, nie każdy numer może być dobry we wszystkim. Przejdźmy do rzeczy.
Wstępniak Jerzego Rzymowskiego tym razem, jakże zaskakująco, znowu o kulturze dyskusji. Dodatkowo, dla odmiany jest też słowo o teorii powstania wszechświata – i o ile zgadzam się, że flirtowanie z kreacjonizmem może mieć zbawienny wpływ na fabułę powieści, to jakoś nie widzę go w dyskursie naukowym.
Mateusz Wielgosz pisze o nowej edycji kultowego w niektórych kręgach serialu popularnonaukowego „Kosmos”. Jest zadowolony, więc można się spodziewać czegoś ciekawego. Dalej mamy temat z okładki, czyli sprowokowany „Transcendencją” (która okazała się słaba, jak można przeczytać w numerze czerwcowym) artykuł o posthumanizmie i duszy w maszynie. Trochę chaotycznie miesza tematykę naukową z popkulturową, ale wychodzi zaskakująco ciekawie. Następny (ciągle pozostajemy w tematyce filmowej) jest tekst o Godzilli z okazji rebootu serii. Trochę gdybań o nowej, rys historyczny starej – ogólnie ciekawie, choć pozostaje pewien niedosyt (ja już zresztą na „Godzilli” byłam i nawet o tym pisałam, ale to na pewno nie jest recenzja filmu).
Tymczasem kontynuujemy fantastyczną podróż dookoła świata i zaglądamy do krajów arabskich. Cóż, okazuje się, że trochę się tam dzieje, choć na zachodzie znane są bardziej utwory pisarzy pochodzenia arabskiego, ale piszących po angielsku. W każdym razie tekst jest bardzo solidny, trzeba przyznać.
Dalej mamy rozmowę, która okazała się chyba największym rozczarowaniem numeru, czyli wywiad z profesorem Piotrem Tryjanowskim. Wywiad był bardzo ogólnikowy, pytania mało dociekliwe i nieszczególnie ciekawe – dotyczyły rzeczy raczej oczywistych. Mimo że spodziewałam się wiele i nic z tego nie dostałam, to jestem w stanie dopuścić możliwość, że inni z tego tekstu wynieść więcej. Na plus trzeba zaliczyć to, że profesor okazał się bardzo sympatycznym rozmówcą.
„Życie to zmiana” zostało zilustrowane kilkoma plakatami najnowszych X-manów, ale wbrew pozorom nie traktuje o nowym filmie. Porusza za to problem mutanta jako część motywu odmieńca w kulturze. I jest to kolejny świetny artykuł w tym numerze. A z lamusa tym razem spogląda na nas polska, metafizyczna wersja Sherlocka Holmesa, czyli William Talmes, stworzony przez Włodzimierza Bełcikowskiego. Fascynująca wyprawa w świat międzywojennych powieści pulpowych.
Maciej Parowski tym razem pisze o zależnościach między powieścią a filmem i jest to najciekawszy jego tekst z „filmowego tryptyku” (także dlatego, że najmniej chaotyczny). Rafał Kosik pisze o tym, że wszystko jest indoktrynacją, a bez indoktrynacji człowiek nie może funkcjonować. Z tym, ze wychodząc z tych samych przesłanek, doszłabym do nieco innych wniosków w niektórych kwestiach. Peter Watts pisze o przywracaniu wymarłych i zagrożonych gatunków i podzielam jego obawy co do konsekwencji powstania takich technologii (i nie mają one nic wspólnego z Parkiem Jurajskim). A Łukasz Orbitowski na podstawi filmu „In Fear” snuje hipotezy na temat kondycji młodych pokoleń.
Przejdźmy do działu literackiego, który tym razem nie przedstawia się tak imponująco, jak w poprzednim numerze. „Gambit Petermanna” Sławomira Prochockiego to dla mnie całkiem fajny miks thrillera z horrorem w realiach kosmicznych – jest i czynnik nieznany, i poczucie osaczenia, i wreszcie trochę śmierci, wszystko łanie spięte i podane. Zakończenie może nie zaskakuje, ale idealnie pasuje do całości. Tylko te pseudofilozoficzne wstawki są niepotrzebna. „Najcenniejszy skarb na świecie” Jacka Wróbla to mały kawałek humorystycznego fantasy. Założenie ciekawe, ale humor dla mnie zbyt przaśny i łopatologiczny. Dodatkowo mam wrażenie, że całość jest zapisem jednej z bardziej jajcarskich sesji RPG, w jakiej autor brał udział. „Treser” Piotra Górskiego (i dlaczego „Treser”, a nie „Treserka”? Przecież forma żeńska też jest powszechna w języku polskim) to dla odmiany ciekawa miniaturka w realiach postapokalipsy. Może niezbyt odkrywcza, ale przyjemnie się czyta.
Proza zagraniczna prezentuje się ciut lepiej. „Historia Nikczemnego” Johna Scalzi to typowa space opera w klasycznym stylu, z wojną z obcą rasą, statkami kosmicznymi i sztuczną inteligencją w tle. Jeśli dodam jeszcze prawa Asimova, to chyba wiadomo, czego się spodziewać. „Siarka i marmolada” Aarona Corwina to z kolei całkiem urocza, humorystyczna historyjka. Co powiecie na pomysł, żeby demony były popularnymi zwierzątkami domowymi? Bo ja zapałałam nagłą chęcią hodowania Mrocznego Władcy Miniaturki. „Wróć do Morza” Jasona Vanhee było trochę rozczarowujące – owszem, klimatyczne i wywołujące emocje, ale nieszczególnie ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.