Zaczynając „Lirael” myślałam, że mam do czynienia z podręcznikową trylogią (czyli taką, gdzie każdy tom jest o czymś innym, ale rozgrywają się w tym samym świecie i bohaterowie poprzednich pojawiają się na drugim i dalszych planach kolejnych). „Sabriel” miała ładnie zamkniętą historię, „Lirael” zaczęła się jakieś czternaście lat później, wszystko się zgadzało. Jednak zakończenia opowieści rozpoczętej w „Lirael” najwyraźniej doczekamy się dopiero w „Abhorsenie”. Jakie to szczęście, ze dostałam od razu trzy tomy.
Stare Królestwo znowu ma swojego Króla, któremu Clayry, Widzące przyszłość, mogą służyć radą. Niestety, czternastoletnia Lirael nie otrzymała jeszcze daru widzenia. Co oznacza, ze ciągle jest uważana za dziecko i odszczepieńca, podczas gdy już o kilka lat młodsze kuzynki mogą wdziać „dorosłą” biel. Na szczęście, udaje jej się zdobyć pracę w Bibliotece. Dzięki temu udaje jej się z pewna pomocą magii uzyskać wiernego przyjaciela – Podłe Psisko. Jeszcze nie wie, ze za kilka lat przyjdzie jej wyruszyć na samotna wyprawę.
Pewnie trochę się czepiam, ale widzę u Nixa pewne schematy – nie walą po oczach (dlatego też może mi się tylko wydaje i jestem przewrażliwiona), ale chyba są. Znowu osią fabuły staje się nastoletnia bohaterka, jednak w przeciwieństwie do tych z nowszych powieści, Lirael dostaje swoje zadanie do wypełnienia, gdy jest już pełnoletnia. Znowu też towarzyszy jej magiczne zwierzę i spotkany po drodze chłopak w zbliżonym wieku, z problemami egzystencjalnymi i wyrzutami sumienia (choć tym razem autor męskiego protagonistę rozwija i przed spotkaniem, nie tak jak w „Sabriel”). Wbrew pozorom, nie widzę tego jako wady, raczej jako powracający leitmotiv. Choć momentami bywa irytujący.
Sami bohaterowie, mimo że oparci na podobnym jak wcześniej schemacie, jednak nie są klonami Sabriel i Touchstone'a. Gdy Lirael staje przed swoim pierwszym wyzwaniem, nie ma za sobą ani chwili treningu czy nauki (za to ma dość specyficznego nauczyciela, który najwyraźniej uważa, że uczyć się należy przez praktykę). Niemniej, jest dzielną dziewczyną i kiedy pięć lat później musi stanąć przed swoim przeznaczeniem, jest gotowa, choć przerażona i pełna wątpliwości. Trochę inaczej wygląda sytuacja z księciem Samethem. Ten kompletnie nie widzi się w roli, jaką najwyraźniej mu przeznaczono, a sytuację pogarszają jeszcze traumatyczne przeżycia w Śmierci. Co ciekawe, zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nim ciąży. Na szczęście dla czytelnika, nie pogrąża się w odmętach nastoletniego angstu i nie użala nad faktem, że nie jest wolny jako ta ptaszyna, tylko musi wykonywać obowiązki ciążące na nim z racji urodzenia. Nie potrafi sobie jednak z nimi poradzić i nie widzi możliwości zmiany tego stanu rzeczy (co gorsza wie, że kiedyś wszyscy będą mogli liczyć na niego i tylko na niego), więc popada w coraz głębszą depresję i wyrzuty sumienia. To ciekawy pomysł na bohatera, ale trochę niecodziennie wypada w tym cyklu drugi już tandem z silną kobiecą i znacznie słabszą męską połową.
Przejdźmy teraz do kwestii, na której kompletnie się nie znam, czyli do tłumaczenia. Jak wspominałam poprzednio, każdy tom trylogii tłumaczył ktoś inny i to widać. Przyznam, że styl Rafała Śmietany (tłumacza „Lirael”) odpowiada mi dużo bardziej niż Elżbiety Nowakowskiej (tłumaczki „Sabriel”). Jest dużo bardziej swobodny, nie tak sztywny i tę różnicę dałoby się wyczuć nawet bez wiedzy, że przekłady wykonywały dwie rożne osoby. Niestety, wydawnictwo nie ujednoliciło terminologii. Nie jest to może szczególnie irytujące – większość nazw nie różni się w obu tomach – ale trochę zgrzyta. Teraz nastąpią laickie dywagacje od czapy, więc jeśli zajrzy tu jakiś tłumacz i zobaczy, że plotę dyrdymały, to niech da znać. Zmiana dotyczy głównie dwóch terminów: Krwawych Wron/Kruków i Zjaw/posłańców Kodeksu. Przy tym pierwszym przyznam, że bardziej odpowiada mi wersja pana Śmietany. Angielskie crows tłumaczy się przeważnie jako wrony, ale gugiel twierdzi, że użycie go w stosunku do kruka też jest dopuszczalne. No i większość zagranicznych wron jest jednak całkowicie czarna, w przeciwieństwie do polskich, które są szare z czarnymi skrzydłami. Kruki są czarne wszędzie, więc polski czytelnik, czytając o kruku zobaczy coś bliższego zamysłowi autora, czyli czarnego ptaka. Last not least, to kruki są kojarzone z magią, często czarną, więc jakby bardziej trzymają się klimatu. Co do Zjaw Kodeksu, to szczerze przyznam, że nie wiem, który przekład bym wybrała. Posłańcy pana Śmietany są co prawda wierniejsi oryginałowi (właściwie dosłownie go tłumaczą), ale z kolei zjawy pani Nowakowskiej lepiej oddają wygląd tych istot. Z drugiej strony, niezbyt oddają ich naturę.
Nix nie należy do tych autorów, którzy lubują się w cliffhangerach, więc jeśli nie macie pod ręką „Abhorsena”, to będziecie mogli spokojnie go zdobyć, wiedząc, gdzie bohaterowie na was zaczekają. Niemniej zalecam kompleksowy zakup. To historia, którą chce się poznać do końca.
Stare Królestwo znowu ma swojego Króla, któremu Clayry, Widzące przyszłość, mogą służyć radą. Niestety, czternastoletnia Lirael nie otrzymała jeszcze daru widzenia. Co oznacza, ze ciągle jest uważana za dziecko i odszczepieńca, podczas gdy już o kilka lat młodsze kuzynki mogą wdziać „dorosłą” biel. Na szczęście, udaje jej się zdobyć pracę w Bibliotece. Dzięki temu udaje jej się z pewna pomocą magii uzyskać wiernego przyjaciela – Podłe Psisko. Jeszcze nie wie, ze za kilka lat przyjdzie jej wyruszyć na samotna wyprawę.
Pewnie trochę się czepiam, ale widzę u Nixa pewne schematy – nie walą po oczach (dlatego też może mi się tylko wydaje i jestem przewrażliwiona), ale chyba są. Znowu osią fabuły staje się nastoletnia bohaterka, jednak w przeciwieństwie do tych z nowszych powieści, Lirael dostaje swoje zadanie do wypełnienia, gdy jest już pełnoletnia. Znowu też towarzyszy jej magiczne zwierzę i spotkany po drodze chłopak w zbliżonym wieku, z problemami egzystencjalnymi i wyrzutami sumienia (choć tym razem autor męskiego protagonistę rozwija i przed spotkaniem, nie tak jak w „Sabriel”). Wbrew pozorom, nie widzę tego jako wady, raczej jako powracający leitmotiv. Choć momentami bywa irytujący.
Sami bohaterowie, mimo że oparci na podobnym jak wcześniej schemacie, jednak nie są klonami Sabriel i Touchstone'a. Gdy Lirael staje przed swoim pierwszym wyzwaniem, nie ma za sobą ani chwili treningu czy nauki (za to ma dość specyficznego nauczyciela, który najwyraźniej uważa, że uczyć się należy przez praktykę). Niemniej, jest dzielną dziewczyną i kiedy pięć lat później musi stanąć przed swoim przeznaczeniem, jest gotowa, choć przerażona i pełna wątpliwości. Trochę inaczej wygląda sytuacja z księciem Samethem. Ten kompletnie nie widzi się w roli, jaką najwyraźniej mu przeznaczono, a sytuację pogarszają jeszcze traumatyczne przeżycia w Śmierci. Co ciekawe, zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nim ciąży. Na szczęście dla czytelnika, nie pogrąża się w odmętach nastoletniego angstu i nie użala nad faktem, że nie jest wolny jako ta ptaszyna, tylko musi wykonywać obowiązki ciążące na nim z racji urodzenia. Nie potrafi sobie jednak z nimi poradzić i nie widzi możliwości zmiany tego stanu rzeczy (co gorsza wie, że kiedyś wszyscy będą mogli liczyć na niego i tylko na niego), więc popada w coraz głębszą depresję i wyrzuty sumienia. To ciekawy pomysł na bohatera, ale trochę niecodziennie wypada w tym cyklu drugi już tandem z silną kobiecą i znacznie słabszą męską połową.
Przejdźmy teraz do kwestii, na której kompletnie się nie znam, czyli do tłumaczenia. Jak wspominałam poprzednio, każdy tom trylogii tłumaczył ktoś inny i to widać. Przyznam, że styl Rafała Śmietany (tłumacza „Lirael”) odpowiada mi dużo bardziej niż Elżbiety Nowakowskiej (tłumaczki „Sabriel”). Jest dużo bardziej swobodny, nie tak sztywny i tę różnicę dałoby się wyczuć nawet bez wiedzy, że przekłady wykonywały dwie rożne osoby. Niestety, wydawnictwo nie ujednoliciło terminologii. Nie jest to może szczególnie irytujące – większość nazw nie różni się w obu tomach – ale trochę zgrzyta. Teraz nastąpią laickie dywagacje od czapy, więc jeśli zajrzy tu jakiś tłumacz i zobaczy, że plotę dyrdymały, to niech da znać. Zmiana dotyczy głównie dwóch terminów: Krwawych Wron/Kruków i Zjaw/posłańców Kodeksu. Przy tym pierwszym przyznam, że bardziej odpowiada mi wersja pana Śmietany. Angielskie crows tłumaczy się przeważnie jako wrony, ale gugiel twierdzi, że użycie go w stosunku do kruka też jest dopuszczalne. No i większość zagranicznych wron jest jednak całkowicie czarna, w przeciwieństwie do polskich, które są szare z czarnymi skrzydłami. Kruki są czarne wszędzie, więc polski czytelnik, czytając o kruku zobaczy coś bliższego zamysłowi autora, czyli czarnego ptaka. Last not least, to kruki są kojarzone z magią, często czarną, więc jakby bardziej trzymają się klimatu. Co do Zjaw Kodeksu, to szczerze przyznam, że nie wiem, który przekład bym wybrała. Posłańcy pana Śmietany są co prawda wierniejsi oryginałowi (właściwie dosłownie go tłumaczą), ale z kolei zjawy pani Nowakowskiej lepiej oddają wygląd tych istot. Z drugiej strony, niezbyt oddają ich naturę.
Nix nie należy do tych autorów, którzy lubują się w cliffhangerach, więc jeśli nie macie pod ręką „Abhorsena”, to będziecie mogli spokojnie go zdobyć, wiedząc, gdzie bohaterowie na was zaczekają. Niemniej zalecam kompleksowy zakup. To historia, którą chce się poznać do końca.
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Literackiego.
Tytuł: Lirael. Córka Clayrów
Autor: Garth Nix
Tytuł oryginalny: Lirael. The Daughter of Clayr
Tłumacz: Rafał Śmietana
Cykl: Stare Królestwo
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok: 2014
Stron: 488
PS. W tworzeniu odczapistego akapitu o przekładzie pomogła mi Gauleiter Sida, służąc swym oryginalnym Nixem.
Autor: Garth Nix
Tytuł oryginalny: Lirael. The Daughter of Clayr
Tłumacz: Rafał Śmietana
Cykl: Stare Królestwo
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok: 2014
Stron: 488
PS. W tworzeniu odczapistego akapitu o przekładzie pomogła mi Gauleiter Sida, służąc swym oryginalnym Nixem.
Miło, że mogłam pomóc. ^^
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że sprawa z tłumaczeniem tak wygląda, zaczynam się cieszyć, że kupiłam sobie oryginał. Bo podczas szukania słówek trochę sobie poczytałam i jak na razie styl Nixa wydaje się bardzo sympatyczny.
Dzięki raz jeszcze.:)
UsuńTrochę to irytujące i chyba nigdy nie zrozumiem, czym kierowało się wydawnictwo (za pierwszym razem zapewne czasem, ale przy wznowieniu mogliby to wygładzić w redakcji).
Lecą już do mnie wszystkie trzy.
OdpowiedzUsuńSabriel i Lirael są jakoś spokrewnione?
Nie chcę Ci spoilerować w tej sprawie, choć po prawdzie bardzo szybko można się domyślić.
Usuń...och.
Usuń