Ostatnio najwyraźniej mam fazę (drobną, ale zawsze) na książki o tym, jak żyją inni ludzie. Przy czym nie chodzi o jakichś zdobywców/odkrywców czegośtamu czy wybitne jednostki. Chodzi po prostu o ludzi żyjących inaczej niż ja, czasem wykonujących ciekawy zawód, a czasem niekoniecznie. Był już pamiętnik antykwariusza, na recenzję czeka opowieść o angielskim hodowcy owiec, a w tej notce pomówimy o mężczyźnie opiekującym się krukami w Tower.
Christopher Skaife był zawodowym żołnierzem w służbie Jej Królewskiej Mości. Po zakończeniu służby musiał jednak poszukać sobie innego zajęcia i tak jakoś się złożyło, że przyjęto go do straży w Tower. Po kilku latach służby w tej głównie reprezentacyjnej formacji zauważył go ówczesny Strażnik Kruków i tak pan Skaife stał się jego pomocnikiem i z czasem naturalnie awansował, kiedy poprzednik odszedł na emeryturę. A choć nigdy wcześniej nie miał bliższego kontaktu z ptakami, kruki urzekły go i zafascynowały.
Autor skupia się w książce trochę na przedstawieniu swojej drogi do miejsca, w którym obecnie się znajduje, ale głównie opowiada o krukach z Tower – o tym, jak się nimi opiekuje, co robią w ciągu dnia i jakie mają charaktery oraz skąd się w ogóle wzięły w twierdzy zarówno one, jak i związana z nimi legenda. Ponieważ zależy mu na tych ptakach (zarówno obecnie mieszkających w Tower hodowlanych egzemplarzach, jak i na być może w przyszłości dzikich gniazdujących parach), chce, żeby ludzie je zrozumieli i pokochali – tylko tak będą mogły przetrwać.
Przyznam, że „Strażnika kruków” czytało mi się bardzo sprawnie. Jest to napisane tym typowo poprawnym, „przejrzystym” językiem, charakterystycznym dla ludzi którzy mają raczej ciekawą historię do opowiedzenia, niż literackie aspiracje. Brak tu ozdobników, brak charakterystycznej frazy i mam wrażenie, że walec redaktorski mocno przejechał się po tekście, aby go ugnieść i ujednolicić, aby czytelnik nie potkną się na niczym, nie ważne czy to będzie nieporadność pióra, czy bardziej skomplikowana fraza. Niemniej, jeśli porzucimy snobistyczne aspiracje, dostaniemy przystępnie podaną, ciekawą opowieść, która może sprawić wiele radości zarówno fanom ptaków (ze szczególnym uwzględnieniem kruków), jak i anglofilom.
Oczywiście jest w tym pewna pułapka. O ptakach (a kruki wydają się wyjątkowo popularne wśród ptasich literatów) napisano już wiele, zarówno w duchu „opowiem wam fajną historię” jak i z poważnymi literackimi aspiracjami. I na tym tle książka Skaife może okazać się zbyt uładzona i pozbawiona charakterystycznych znaków. Jeżeli nie trafi na podatny grunt fanowskiego umysłu, bardzo szybko ulatuje z głowy.
Sama wyniosłam z lektury pewną taką satysfakcję czytelniczą, ale zdecydowanie nie był to zachwyt. Miło było poznać kawałek świata niedostępnego zazwyczaj zwykłym ludziom, ale była to przyjemność czytania pasjonata żywo rozprawiającego o przedmiocie swojej pasji, a nie utalentowanego literata. Niemniej, książka jest pięknie wydana, ma sekcję ze zdjęciami na kredowym papierze, twardą oprawę i, cóż, bardzo dużą czcionkę, interlinię i marginesy (śmiem twierdzić, że można by ją było zmniejszyć o jakąś 1/3). Dobrze nadaje się na prezent. I zawsze będziecie mogli później ją od obdarowanego pożyczyć.
Tytuł: Strażnik kruków. Moje życie wśród kruków w Tower
Autor: Christopher Skaife
Tytuł oryginalny: The Ravenmaster: My Life with the Ravens at the Tower of London
Tłumacz: Aleksandra Kamińska
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2019
Stron: 288
Wydawnictwo: Znak
Rok: 2019
Stron: 288
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.