Retellingi były modne od zawsze (to znaczy mniej więcej od czasu, kiedy modny stał się postmodernizm), ale dekonstrukcja baśniowych motywów w twórczości przeznaczonej dla młodszych odbiorców zaczęła się na dobre gdzieś tak w okolicach premiery „Shreka”. Śmiem jednak twierdzić, że od tamtej pory baśnie przetwarzano tak intensywnie, że obecnie nawet najbardziej śmiałe wariacje nie są niczym odkrywczym. Co więc pozostaje do dekonstruowania? Ano popkultura. I tą ścieżką podążył Platte F. Clark tworząc „Złego jednorożca”.
„Zły jednorożec” to historia pewnego chłopca z książką. Chłopiec nazywa się Max Spencer, a jego książka to „Kodeks Nieskończonej Poznawalności”. Max żyje sobie całkiem zwyczajnie w małym, amerykańskim miasteczku i nie ma pojęcia, że ta stara księga to najpotężniejszy grimoire we wszystkich trzech światach. Niestety, źli czarnoksiężnicy są tego świadomi i przynajmniej jeden z nich postanawia ją odnaleźć. Jako że po przeniesieniu do naszej, niemagicznej rzeczywistości straciłby swoją moc, wysyła przedstawiciela, który ma mu księgę dostarczyć – Księżniczkę Niszczycielkę, złowrogą klacz jednorożca (tak, dobrze czytacie). Kto wyjdzie zwycięsko z tej konfrontacji – chłopiec czy krwiożercza kobyłka?
„Zły jednorożec” to dziecięca fantasy humorystyczna. Jak na debiut bardzo udana, choć nie pozbawiona wad (ale i tak podziwiam autora, bo porwał się chyba na jeden z najtrudniejszych gatunków, wbrew pozorom). Styl Clarka przypomina trochę bardzo wczesnego Pratchetta – podobne poczucie humoru i nieco podobny język, z tym że Clark preferuje raczej bardziej absurdalne żarty. Nie wszystkie oczywiście są udane (zombie-kaczka jakoś w ogóle mnie nie bawi), ale większość jednak tak. Niemniej, autor przeznacza swoją prozę raczej dla dzieciaków obytych w popkulturze – takich, które wiedzą, co to jest RPG i jak działa, które rozpoznają sparodiowane hobbity i są na bieżąco z nowymi animacjami. Te, które mają braki, mogą poczuć się zagubione i ominie je połowa zabawy.
Jak wspominałam, Clark postanowił zdekonstruować jednorożca – i tak powstała Księżniczka, postać zła, kapryśna, egoistyczna i naprawdę niebezpieczna. Nie jest to oczywiście dekonstrukcja stworzenia mitycznego czy baśniowego. Dawne jednorożce co prawda bywały raczej łagodne i ufnie podchodziły do młodych dziewic, ale w momencie kiedy orientowały się, że padły ofiarą oszustwa (bo dziewczę okazało się nie być cnotliwe), budziły się w nich jak najbardziej mordercze instynkty, a i swoje humory miały. Księżniczka zaś to lustrzane odbicie jednorożca wykreowanego przez serię My Little Pony – ma zad w gwiazdki i kolorową grzywę. Sztuczka może nie do końca, ale jednak się udała – dostaliśmy dość niepokojący czarny charakter, może trochę mało subtelnie zarysowany (o co nie mam pretensji, bo w literaturze dziecięcej pewne uproszczenia są konieczne), który nomenklatura RPG określa jako chaotyczny zły. Zresztą, zestawienie cukierkowej słodyczy ze zgniłym, okrutnym charakterkiem zawsze się sprawdza. Przy tym jednak trochę brakuje Księżniczce głębi, niestety.
Główni bohaterowie o żelazne trio powieści młodzieżowej: Wybraniec, Bystre Dziewczę i Zabawny Kumpel. Nie wiem, do jakiego stopnia świadomie, ale autor bardzo mocno eksploatuje rozwiązania znane wszystkim z „Harry’ego Pottera”. Wybraniec, czyli Max, jest trochę fajtłapowaty (czym zdecydowanie różni się od Harry’ego P.), ale zdecydowanie serca ma po właściwej stronie. Wietrzę wielką przemianę w dalszym toku fabuły. Sara, czyli dziewczę, jest głosem żelaznej logiki. Jako jedyna zdaje się posiadać umiejętności praktyczne i wiedzę, która pozwala jakoś poradzić sobie w zupełnie nowych okolicznościach. Co ciekawe, Sara jako jedyna proponuje rozwiązania rozsądne, ale mało szlachetne (które zostają odrzucone, ale przynajmniej mamy okazję obserwować dyskusje bohaterów na ich temat). Dirk to niestety, typowy element komiczny ze wszystkimi wadami tak skonstruowanej postaci. Nawet fakt, że jest wzorowym przyjacielem niewiele mu pomaga.
Poza wyżej wymienionym trio mamy tu mnóstwo postaci drugoplanowych i pobocznych i dopiero przy nich autor pokazał, że potrafi być kreatywny. Co prawda krasnolud pod przykrywką mnie nie przekonuje, ale zły arcyczarnoksiężnik czy poczciwy, ale posiadający hart ducha gąbki mag towarzyszący jednorożcowi (nawiasem mówiąc, moja ulubiona postać. Chyba najciekawiej i najmniej jednoznacznie skonstruowana w powieści. Trochę tragiczna nawet) już tak. No i sztylet dający bonus do motywacji to zdecydowanie ciekawy pomysł i bystre nawiązanie zarówno do gier, jak i do tysięcy magicznych i świadomych ostrzy znanych fantasy.
I tak szczerze mówiąc, sama nie wiem, co o tej książce myśleć. Z jednej strony, gdybym miała pod ręką dzieciaka w odpowiednim wieku, nie wahałabym się dać mu do czytania „Złego jednorożca” (zwłaszcza, że wydawca zadbał o wygodę młodego, niewprawionego czytelnika, stosując duże litery i szerokie interlinie). Z drugiej, fabuła jest trochę chaotyczna, a autor debiutant nie do końca poradził sobie z odrzucaniem pomysłów, w związku tym w książce mamy chyba wszystko, co tylko był w stanie wymyślić, a to powoduje przesyt. Z trzeciej strony, widzę ogromny potencjał, a powieść jest naprawdę zabawna, nawet, jeśli trafia do mnie tylko co drugi żart (tu mam na względzie, że nie jestem targetem, a żarty mogą być sprofilowane pod dziecięce poczucie humoru). Myślę, że mimo wszystko warto zaryzykować i liczę, że kolejne tomy będą jeszcze lepsze.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa CzyTam.
Tytuł: Zły jednorożec
Autor: Platte F. Clark
Tytuł oryginalny: Bad Unicorn
Tłumacz: Piotr W. Cholewa
Cykl: Max Spencer
Wydawnictwo: CzyTam
Rok: 2015
Stron: 428
Buszująca w książkach mnie wystarczająco zachęciła do tej lektury, po czym odnalazłam w necie większy obrazek okładki i stwierdziłam: MUSZĘ JĄ MIEĆ! No i mam :) Teraz książka czeka w kolejce na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńTak szczerze mówiąc, to bardziej mnie interesuje "Puchaty smok".;) A "Zły jednorożec" daje podstawy, żeby wierzyć, że mi się spodoba.;)
OdpowiedzUsuńTo mnie przekonałaś tym Pratchettem :P.
OdpowiedzUsuńFajnie będzie sięgnąć po coś nowego, więc będę się rozglądać za tym tytułem :).Okładka bynajmniej mnie nie zachcęca, ale już trudno :P.
Akurat tutaj dużo bardziej zachęcająco wygląda tył okładki.;)
OdpowiedzUsuńMnie opis urzekł. Mam na swojej liście i cicho liczę, że treść też mnie urzeknie :)
OdpowiedzUsuń