sobota, 20 stycznia 2018

"Szepty pod ziemią" Ben Aaronovitch

Na trzeci tom cyklu urban fantasy autorstwa Bena Aaronovitcha polskim czytelnikom przyszło trochę poczekać (bagatela trzy lata), ale w końcu się doczekaliśmy. Nawet dostaliśmy całkiem nowe i całkiem estetyczne wydanie. Tylko że po takim czasie, przyznam szczerze, trochę moja więź z bohaterami i tą historią osłabła. Co może nie być wadą – w końcu dzięki temu łatwiej będzie mi ocenić obiektywnie „Szepty pod ziemią”, prawda?
 
Aha, i ostrzegam przed drobnymi spoilerami do drugiego tomu.
 
Poprzedni tom skończył się niefortunnie dla takiej długiej przerwy, bo dość tęgim cliffhangerem. Oto bowiem nasi dzielni magiczni policjanci odkryli, że nie są jedynymi poważnymi magami działającymi w Londynie i że jest ktoś (albo grupa ktosiów), kto chętnie zrobiłby im poważną krzywdę. W dodatku doszło do pewnego wydarzenia, które wydawało się mieć spore znaczenie. I co?
 
No trochę nico. W „Szeptach pod ziemią” okazuje się, że nad nowymi zdolnościami Lesley wszyscy przeszli do porządku dziennego. Skoro już zaczęła czarować, to uczmy ją dalej (co jest w sumie logiczne, ale liczyłam na więcej dramatyzmu). Tak więc w Szaleństwie mieszka teraz troje policjantów. Kwestia anonimowego czarnego maga rozwija się dość dynamicznie. A tymczasem na przystanek metra w środku nocy wczołguje się ofiara napadu i umiera. Nic przyjemnego, ale taka policyjna praca. Sytuacja jednak komplikuje się nieco, kiedy okazuje się, że w sprawę zamieszana jest magia, a denat był synem amerykańskiego senatora...
 
Przyznam, że to chyba jak do tej pory najlepiej napisany tom cyklu. Czyta się go płynnie (choć autor ma kilka irytujących nawyków, o czym później), bez dłużyzn, akcja jest wartka i bez zbędnych przestojów. Nie oszukujmy się, to proza typowo rozrywkowa (choć niegłupia), bez pretensji do czegoś więcej – więc to jak się czyta i czy akcja jest odpowiednio wartka stanowi kluczowe kwestie. Do tego widać, że autor teraz już dokładnie wie, do czego dąży fabułą całego cyklu (we wcześniejszych tomach nie miałam takiego wrażenia).
 
Jak zwykle Londyn jest istotnym bohaterem opowieści. Tym razem eksploatujemy tunele metra, które, mam wrażenie, są najbardziej mitogennym miejscem, zwłaszcza, jeśli połączy się je z kanałami. Nie można więc zarzucić Aaronovitchowi, że element „urban” w jego fantasy jest pretekstowy. Acz podejrzewam, że gdybym bardziej interesowała się angielskimi miejskimi legendami, to i bardziej bym doceniła.
 
Narratorem pierwszoosobowym znowu jest Peter. Muszę przyznać, że ostatnio nabrał irytującego nawyku. Otóż autor uznał najwyraźniej, że prześmieszny jest następujący żart sytuacyjny: Peter rzuca jakimś popkulturowo-geekowskim bon motem, po czym następuje niezręczna chwila konsternacji, bo nikt nie rozumie, o co chodzi. I to może za pierwszym razem było zabawne. Ale w powieści powtarza się z nużącą regularnością i tylko irytuje czytelnika, no bo ileż można. Tak samo ileż razy można powtarzać, że nasz dzielny posterunkowy chciał zostać architektem, ale mu nie wyszło. Mam wrażenie, że w „Szeptach pod ziemią” pyta go o to co druga osoba...
 
No i tak: jak na kolejny tom serii jest bardzo dobrze. „Szepty pod ziemią” mają pewne mankamenty, ale wnoszą też odświeżający powiew do cyklu – pojawia się kilka nowych postaci, które być może jeszcze kiedyś spotkamy, spotykamy kilka starych i sugeruje nam się poszerzenie świata przedstawionego, jak dotąd składającego się na dobrą sprawę tylko z Londynu (przy okazji dowiadujemy się na przykład, że angielska szkoła magiczna nie jest bynajmniej jedyna, a sposób czarowania takich na przykład Azjatów jest zupełnie inny). Widać zwyżkę formy autora. Poczekamy, co będzie dalej.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Mag.

Tytuł: Szepty pod ziemią
Autor: Ben Aaronovitch
Tytuł oryginalny: Whispers Under Ground
Tłumacz: Małgorzata Strzelec
Cykl: Peter Grant
Wydawnictwo: Mag
Rok: 2017
Stron: 378

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...