Czas na pierwszą notke roku i jak zazwyczaj będzie to stosik, no bo czemu nie. Zakupów w nim niewiele, Mikołaj w tym roku nie poszedł w ksiązki, ale po kilkumiesięcznej przerwie postanowiłam skorzystać z zasobów biblioteki (widać, że Legimi mi zbrakło; ale na swoje usprawiedliwienie mam, że wzięłam tytuły i tak w usłudze niedostępne. W większości). Koniec końców zebrał się pokaźny stos. Strzeżony przez Szczerbatka, bo udało mi się nabyć tego jednego z nielicznych Funko POPów, którego chciałam mieć.
Zacznijmy może od lewego, czyli bibliotecznego skrzydła. Na górze "Zawód położna". Książka opowiada o pracy położnej w Wielkiej Brytanii i mam nadzieję, ze będzie fajną przeciwwagą dla rodzimej "Mundrej" (której reckę rozgrzebałam jakiś czas temu i nie mogę skończyć...). Dalej, "Nieznane więzi natury". Po poprzedniej książce Wohllebena pozostał mi pewien taki niesmak, ale skoro nie muszę za kolejną płacić, to dam mu jeszcze jedną szansę. "Zimowa opowieść" Helprina znalazła się tu w ramach mojego osobistego miniwyzwania, albowiem postanowiłam do końca kalendarzowej zimy przeczytać co najmniej 10 zimowych książek. A to podobno świetna lektura. "Życie na krawędzi" wzięłam, bo było, jakoś tak przypadkiem wpadło mi w oko w internetowym katalogu i pomyślałam, że może być ciekawe. Podobnie rzecz ma się z "Ostatnim pustelnikiem", którego co prawda miałam na liście do przeczytania od dłuższego czasu, ale najwyraźniej potrzebowałam impulsu. "Niewyjaśnione" znalazły się tutaj, ponieważ lubię tajemnicze historie. Może niekoniecznie morderstw, ale też ujdą. Mam nadzieję, że autor poszedł w stronę racjonalizatorskich spekulacji, zamiast czystej sensacji. No i jako ostatni z bibliotecznych nabytków (a przynajmniej tych, które mogłam już odebrać) "Przez dziurkę od klucza" Jane Goodall. nie jestem jakąś szczególną miłośniczką małp człekokształtnych, ale to pozycja dość klasyczna i ostatecznie uznałam, że warto znać.
Na baczność stoją egzemplarze recenzenckie i nabytki własne. Od lewej mamy trzy dary losu od Zyska i s-ki. "Z naszej przyrody" Dyakowskiego to leciwa (bo ponad stuletnia) perełka z pogranicza ekoliteratury i literatury popularnonaukowej, w wydaniu uwspółcześnionym i zredagowanym. Oraz prześlicznym, bo bogato ilustrowanym i solidnym. Mam nadzieję, że treść okaże się równie atrakcyjna jak forma. Nie jestem pewna, czy "Miliardy, miliardy" Sagana (co do których byłam pewna, że ich tytuł brzmi nieco inaczej...) będą najlepszą lekturą na rozpoczęcie znajomości z tym autorem, ale zawsze można się pocieszać, ze w razie czego mam na półce jeszcze jego lepsze książki. A co do "Biegnącej z wilkami", to skorzystałam z okazji, bo akurat w tym miesiącu były dodruki, no bo wszakoż klasyk w feministycznych klimatach. Choć przyznam, że byłam pewna, że książka ma najwyżej połowę rzeczywistej objętości...
I na końcu jedna książka otrzymana i jedna kupiona. "Cała Orsinia" to prezent urodzinowy od Lubego, ostatni tom Le Guin, jaki chciałam mieć. No a "Kosmiczne rozterki" kupiłam sobie sama, żeby były do kolekcji. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.