poniedziałek, 17 lutego 2020

"12 sprytnych sposobów jak ocalić nasz świat"


Jak niektórzy może pamiętają, jakiś czas temu znęcałam się nad „F**k plastik”, ekoporadnikiem wypuszczonym przez Prószyńskiego i s-kę. Zaś niedawno w swojej skrzynce mailowej znalazłam link do pobrania recenzenckiego egzemplarza kolejnego ekoporadnika od nich, czyli „12 sprytnych sposobów, jak ocalić nasz świat”. Gdybym powiedziała, że przy ściąganiu go nie towarzyszyła mi małpia, przewrotna złośliwość, to bym skłamała. Niemniej, rekomendacje WWF i obietnica, że to ich eksperci książkę pisali dawała pewne nadzieje. 

„12 sprytnych sposobów...” nie do końca jest poradnikiem. Książka popularnonaukową też bym go nie nazwała. Najbardziej pasuje mi określenie „pozycja edukacyjna”. Owszem, zawiera sporo bezpośrednich rad i sugestii (do nich jeszcze wrócę), ale charakter ma bardziej uświadamiający. I tak tytułowe dwanaście sposobów to właściwie omówienie dwunastu różnych zagadnień z życia mniej lub bardziej codziennego, które mają, czasem nie do końca oczywisty na pierwszy rzut oka, wpływ na klimat. Wszystko kręci się głównie wokół oszczędzania wody, energii i żywności, minimalizowania konsumpcyjnego podejścia do życia, zachęcania do korzystania z publicznego transportu czy tworzenia zielonych minienklaw na balkonach i ogródkach.

Przyznam, że w porównaniu do „F**k plastik” jest to pozycja przynajmniej o dwie klasy lepsza. Opracowana z jakąś myślą przewodnią i w taki sposób, żeby poza suchymi radami przedstawić kontekst i bardziej naświetlić potencjalne rozwiązania, niż do nich przekonywać. Widać też, że tym razem redakcja trochę nad tekstem przysiadła i przynajmniej poszukała polskich statystyk i jakichś podstawowych realiów odnośnie omawianych zagadnień (mam wrażenie, że większość ekspertów, którzy byli autorami książeczki pochodziła z Wielkiej Brytanii). Owszem, opracowania problemów często są bardzo pobieżne i osobiście chętnie przeczytałabym coś, co bardziej zagłębia się w temat, ale mimo wszystko myślę, że dla osób początkujących, które w tematy proekologiczne dopiero się wdrażają, będzie to dobra pozycja, bo wyjaśnia nie tyle „jak”, ale przede wszystkim „dlaczego”.

Niemniej, część poradnikowa (bo każdy z dwunastu rozdziałów dzieli się na podrozdziały bardziej merytoryczne i bardziej poradnikowe) bywa dość… oględnie mówiąc, trudna w stosowaniu. Na przykład nie jestem pewna, czy w Polsce (jak najwyraźniej w Wielkiej Brytanii) też każdy użytkownik może sobie po prostu zadzwonić do dostawców energii i zażyczyć, żeby jego prąd pochodził ze źródeł odnawialnych (zresztą, podejście do energetyki odnawialnej jest tu bardzo hurraoptymistyczne, co nie dziwi wziąwszy pod uwagę, że pozycję firmuje WWF, ale jednak trzeba to gdzieś z tyłu głowy mieć). Ogólnie większość patentów na oszczędzanie energii wymaga tutaj albo nie mieszkania w Polsce, albo bycia dość dobrze sytuowanym (panele słoneczne to świetna sprawa i faktycznie można na nie gdzieniegdzie czasem dostać dofinansowanie, ale żeby założyć taką instalację to trzeba mieć domek jednorodzinny, bo w mieszkaniu jednak się nie da).

Ostrożnie podchodziłabym też do niektórych porad odnośnie niemarnowania żywności. Jasne warto wybierać „brzydkie” owoce i warzywa. W końcu marchewka niezależnie od tego, czy jest prosta, czy krzywa, smakuje tak samo. Ale już absolutnie nie warto wykrajać podejrzanych plam i używać reszty marchewki. Bo wiecie, te plamy to może być pleśń. A pleśń ma to do siebie, że poza widocznymi na warzywach plamami, przerasta jeszcze niewidocznymi (no chyba, że ktoś ma mikroskop w oczach) strzępkami znacznie większy obszar, możliwe że całe warzywo. I jak po spożyciu niektórych pleśni możecie dostać najwyżej biegunki, tak zdarzają się gatunki poważnie trujące. Mniejszego kalibru jest porada, aby zamrażać niedopite wino w formie kostek. I tu już nawet redaktor dał odpowiedni przypis. Bo widzicie, mrożone wino traci smak i nawet jeśli zamrozicie drogi trunek o fenomenalnych walorach, to rozmrozicie już pospolitego sikacza…

Przy czym, nie wszystkie rady są wątpliwe. Owszem, większość jest dość oczywista (choć zawsze nieco bawią mnie zastawienia nawołujące do oszczędzania tego czy owego, bo obywatel UK zużywa tyle rocznie, USA tyle, UE tyle, a polski i tak kilkanaście-kilkadziesiąt jednostek mniej), ale całkiem praktyczna, natomiast trafiają się też ciekawe sugestie czy proste instrukcje, pozbawione autorytarnego charakteru, jaki bił ze stron „F**k plastik”.

Na koniec kilka słów o formie, bo co prawda czytałam ebooka, ale oczywiście obejrzałam sobie w księgarni, jak wygląda wersja papierowa. I tutaj polecałabym papierową. Świetne komiksy autorstwa Andrzej Rysuje wyglądają fajnie w obu wersjach, ale jednak ciut lepiej na papierze. Poza tym niektóre podrozdziały co bardziej odbiegające tematycznie od głównego wątku w wersji papierowej wydzielono w kolorowych ramkach, czego kompletnie nie ma w ebooku (przynajmniej w formacie .mobi). Co przy czytaniu elektronicznym daje efekt zaskakujących przeskoków tematycznych. Na papierze od razu widać, że to wtrącenie.

Cóż, jeśli macie w rodzinie kogoś, kto dopiero zaczyna interesować się tematyką proekologicznego życia i ratowania planety, to jest to dla niego niezła pozycja na początek (zwłaszcza, jeśli jest osobnikiem nastoletnim). Pozwala określić kierunki dalszego zgłębiania tematu i daje kilka poręcznych rad, od czego zacząć. No i całkiem ładnie wygląda.
 
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i s-ka
 
Tytuł: 12 sprytnych sposobów, jak ocalić nasz świat
Autor: praca zbiorowa
Tytuł oryginalny: 12 Small Acts to Save Our World
Tłumacz: Adam Tuz
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2020
Stron: 248

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...