Z twórczością polskich autorek doświadczenia mam raczej… niezobowiązujące. Problem polega na tym, że zaopatruję się w książki tych pań głównie w bibliotece, a tam jak wiadomo jest głównie to, co ludzie czytają. A ludzie czytają książki Grocholi, Szwai i Sowy. Nie mam nic do tych pań, lubię sobie czasem coś z ich dorobku przeczytać, ale nie oszukujmy się – to są zwykłe czytadła, historie które raczej nie zachwycą ani głębią psychologiczną bohaterów, ani trudną tematyką, ani pięknem języka. Na szczęście mam jeszcze Internet z dobrodziejstwem blogów i życzliwych internautów, którzy nie tylko napiszą recenzję, ale czasem nawet podzielą się książką. W ten właśnie sposób trafiłam na „Dom tysiąca nocy”.
Malwina ma 50 lat, wygląda na 35, a bagaż doświadczeń dźwiga ze sobą tak przytłaczający, że niejedna siedemdziesięciolatka nie ma podobnego. I właśnie po to, aby się od tych tragicznych doświadczeń oderwać, postanawia zachować się wbrew konwenansom i wyjechać do Włoch. Do pracy w białej willi, jako opiekunka starszej pani - Carli. Starsza pani też nie jest miłą staruszką, nie wiele ma wspólnego z włoską panią stojącą przy kuchni z błogim uśmiechem i piekącą ciasteczka dla wnuków. Młodość jej była burzliwa, do tego stopnia, że zostawiła po sobie emocjonalne zgliszcza w sferze życia rodzinnego. Jedynym, co się w tej dziedzinie ostało, jest wnuk, Bruno, nie w pełni zdrowy a w związku z tym zmuszony do znoszenia nadopiekuńczości stanowczej babci. Ten młody mężczyzna ma jednak sekret, którego nie zna nikt. A z upływem czasu z ego jednego sekretu wyrasta kolejny…
Kiedy czytałam inne opinie, odniosłam wrażenie, że książka jest podzielona na luźno ze sobą związane teksty – impresje. Nic bardziej mylnego – jest to pełnowartościowa powieść w skondensowanej formie 200 stron. Opowiadana dodatkowo w ciekawy sposób, bo narracją przeplataną: raz w pierwszej osobie mówi do nas Malwina, to znowu narrator opowiada nam o osobach trzecich. I robi to pięknie.
Już dawno nie miałam do czynienia w prozie polskiej z językiem tak pięknym, jak u pani Wolny. Poezja tych subtelnych zdań jest niewymuszona, brzmi niczym melodia, płynna i delikatna. Nie ma patosu, nie ma zadęcia, jest tylko proza życia wyrażona delikatnie, można nawet powiedzieć – krucho, ale tak trafnie i dojmująco, że czytelnik czuje się otulony szalem słów, pomalowanym w obrazy niby znajome, ale jednak inne. Taki język jest najlepszy do opisu emocji, a przecież o nich właśnie jest ta książka.
Nie znajdziemy tu bowiem opisu ciężkiej doli biednych polskich emigrantów rzuconych w nieznany kraj, gdzie pchnęła ich bieda i zło rozpanoszone ojczyźnie. Nie, dostajemy tu bowiem kobietę, która wyemigrowała, aby ułożyć własne emocje, może się z nimi pogodzić. Aby zostawić stary, duszny blok, gdzie oczekiwano po niej jedynie wiecznej żałoby. Jednak ta wykształcona kobieta nie wzięła pod uwagę faktu, że wyjazd może wzbudzić inne emocje, z którymi będzie sobie musiała poradzić, tak różne, a jednocześnie tak podobne do tych, z którymi przyjechała.
Emocje Carli to emocje wspomnień. Starsza pani ma przeszłość burzliwą, pełną gorących uczuć, ale także bolesnych strat, tym gorszych, że ich konsekwencje musi ponosić do dziś. Jedynym żywym uczuciem, jakie w niej pozostało, jest miłość do wnuka. Bruno zaś jako osiemnastoletni chłopak, czuje się przytłoczony nadopiekuńczością babki do tego stopnia, że najżywsze w nim pozostaje pragnienie wolności. Niezwykle wrażliwy, sam będzie zaskoczony (a może i nie) tym, w jaki sposób to pragnienie się ziści. A ziści się poprzez emocje.
Zaczynając tę powieść obawiałam się, że wpędzi mnie w nastrój depresyjny. Tymczasem po zakończeniu (oprócz oczywistego pytania „Dlaczego tak krótko?”) pozostała mi tylko zaduma i nostalgia za czymś nieokreślonym. Polecam wszystkim, którzy lubią piękny język i grę emocji. Albo dobrą literaturę.
Recenzja Arii.
Recenzja clevery.
Autor: Maja Wolny
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Rok: 2010
Stron: 199
ja już mam na półce i za niedługo będę czytać ;)
OdpowiedzUsuńa ja po każdej kolejnej recenzji nabieram na nią ochoty :)
OdpowiedzUsuńMnie również oczarowała ta powieść. Nie wspomniałam o tym, ale i ja chciałabym, aby była ona nieco dłuższa, tak dobrze się ją czyta...
OdpowiedzUsuńKSiążkę mam w planie - muszę ją tylko zdobyć
OdpowiedzUsuńLubię dobrą literaturę, więc mam ochotę na tę książkę odkąd pojawiła się w księgarniach. :) Kiedyś na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńKoniecznie przeczytam w takim razie:)
OdpowiedzUsuńA co do polskich pisarek- mam bardzo podobne zdanie. Generalnie jest w Polsce jedna- pani Grochola. Bo jeśli ktoś czyta kolorowe gazety, ogląda telewizję- to tylko ta pisarka istnieje w mediach. Dziwna sprawa.
Na dodatek jest na okładkach swoich własnych książek. Jeszcze większe moje zdziwienie:)
Isabelle - Czekam więc na recenzję.:)
OdpowiedzUsuńAneta - Nabieraj, nabieraj, bo warto.;)
Futbolowa - Właśnie, czyta się cudzie. Zwłaszcza dzięki urodzie języka, nieprawdaż?;)
Lena173 - W takim razie życzę powodzenia.:)
Liliowa - I jak przeczytasz, to podziel się opinią.;)
LOTTA - Przeczytaj.:) No fakt, Grochola jest wszędzie (nawet w "Tańcu z gwiazdami" była...). To chyba kwestia popularności: pani ta pisze całkiem przyjemne (tzn. nie kaleczy języka) czytadła, które nie wymagają zaangażowania wyższych funkcji umysłowych, a to się sprzedaje. Sama czasem lubię takie coś poczytać.;) A bywanie na okładkach własnych książek... No cóż, można i tak, jednak mnie trochę to snobizmem zalatuje.
Cieszę się, Aniołku, że Ci się podobało :) I nie ma za co, przyjemność po mojej stronie :D Faaajnie jest być sponsorem recenzji, czuję się taka ważna xD
OdpowiedzUsuńA jak tam tęczowe coś? :P
Pozdrawiam! :)
Piękna recenzja, zachęcając do sięgnięcia po książkę. Jeśli tylko wpadnie w moje ręce przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńAria - A to dopiero początek, w końcu jeszcze ładnych kilka recenzji mi zasponsorujesz;D A co do tęczowego, to przejrzałam początek, stwierdziłam, że trochę za bardzo mnie wciąga i postanowiłam poczekać do świąt, kiedy będę miała dość czasu, żeby się sprawą porządnie zająć.;)
OdpowiedzUsuńenedtil - Dziękuję:)
nigdy o tej autorce nie słyszałam, ale nie ma się co dziwić skoro promocja książek w naszym kraju kuleje, a w zasadzie nie ma jej w ogóle. a co do Grocholi to wg mnie należy się jej w uznanie chociażby za to jak potrafiła się wypromować, bo nie oszukujmy się ale współcześni pisarze gwiazdami ot tak nie zostają, a o niej obecnie wszędzie się mówi.
OdpowiedzUsuńNiezbyt wiele mam do czynienia z polskimi autorkami. Autorami zresztą też. Ale to jest pozycja, po którą, dzięki twojej recenzji, sięgnę. Zachęciłaś mnie bardzo!
OdpowiedzUsuń