Kolejnym powieściom lubianych autorów zawsze towarzyszy dreszczyk emocji. Z jednej strony szykujesz się na miło spędzony czas i duża dawkę tego, co u autora lubisz, a z drugiej zawsze jest ta doza niepewności, czy tym razem podoła oczekiwaniom. Andy Weir zachwycił mnie „Marsjaninem”, ale potem rozczarował „Artemis”, dlatego do jego najnowszego dzieła podchodziłam z cała paletą emocji. Ale oczywiście musiałam przeczytać jak najszybciej, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, zamówiłam „Projekt Hail Mary” z księgarni TaniaKsiazka.pl. Aha, recenzja zawiera sekcję spoilerową, bo są pewne aspekty, które chcę omówić, ale które mogłyby niektórym trochę zepsuć niespodziankę. Ale będzie oznaczona.
O czym jest ta książka? Najchętniej skopiowałabym blurb, bo jak rzadko się wydawcy udał, ale to byłoby pójście na łatwiznę. Więc napiszę, że główny bohater budzi się ze śpiączki i odkrywa, ze jest sam na statku kosmicznym, bo reszta załogi nie żyje. A jakby tego było mało, on sam niczego nie pamięta. Z czasem dowiaduje się, że jest jedynym ocalałym członkiem ekspedycji, która została wysłana w celu uratowania ludzkości przez zagładą i że znajduje się ładnych 13 lat świetlnych od Ziemi. Niemniej, okazuje się, że kosmos nie jest tak pusty, jak sobie wyobrażał.
Wier wraca tu do schematu, jaki najlepiej mu się pisze: czyli człowiek sam w kosmosie musi sobie radzić z rożnymi nieprzewidzianymi przeciwnościami. I w sumie jest to ten sam człowiek, bo autor co prawda próbuje sprawić, żeby Ryland Grace różnił się od Marka z „Marsjanina”, ale słabo mu wychodzi. Tym razem podbił stawkę, bo o ile bohater „Marsjanina” walczył o własne przetrwanie (a bohaterka „Artemis” o zarobienie grubych hajsów, na co spuśćmy zasłonę milczenia), to bohater „Projektu Hail Mary” ma już do uratowania cały gartunek. I mogłabym się zżymać na wtórność i pewna powtarzalność motywów, ale nie będę. Bo tego rodzaju opowieści po prostu Weirowi świetnie wychodzą, a drobne zmiany sprawiają, że nie są przewidywalne.
Tutaj drobne spoilery.
Tym razem urozmaiceniem jest motyw pierwszego kontaktu. Albowiem Ziemia nie jest jedyna planetą w okolicy, która ma kłopoty i szuka rozwiązania wśród gwiazd. Przyznam, że nie czytałam zbyt wielu książek z motywem pierwszego kontaktu (zwykle trafiają mi się takie, w których ten etap ludzkość ma już dawno za sobą, albo przeciwnie – w ogóle nie ma żadnych kosmitów), ale sposób, w jaki podszedł do tego Weir, bardzo mi odpowiada. Podejrzewam, że nie był to sposób szczególnie oryginalny: mamy bowiem dwóch bardzo osamotnionych przymusowych pionierów lotów międzygwiezdnych, których wiele różni (głównie biologia, bo tu autor postawił na sporą dozę obcości), ale też wiele łączy. Fragmenty, w którym bohaterowie próbują jakoś się porozumieć albo potykają się o międzygatunkowe różnice należą do moich ulubionych. Jest w nich jakieś uniwersalne ciepło i optymizm.
Koniec spoilerów
Narracja prowadzona jest w czasie teraźniejszym w pierwszej osobie i to może trochę męczyć, ale już nauczyła się ignorować (serio, musiałam specjalnie zajrzeć do książki, żeby się upewnić, czy to rzeczywiście czas teraźniejszy był). Natomiast sama historia opowiedziana jest w dwóch przeplatających się liniach czasowych. Jedna to teraźniejszość Rylanda i to, co robi w czasie misji, a druga to retrospekcje. Pojawiają się za każdym razem, kiedy bohater przypomina sobie swoją przeszłość i wypada to całkiem naturalnie i fajnie. Właściwie jedyną rzeczą, która mi nieco przeszkadzała, była ekspozycja. Wiecie, w „Marsjaninie” autor ominął to w taki sprytny sposób, że Mark nagrywał vloga dla szerokiej publiczności i po prostu tłumaczył naukowe zagadnienia wymagające wyjaśnienia. Tutaj już tak łatwo nie było, co zaowocowało scenami, gdzie dwójka doktorów nauk tłumaczy sobie zagadnienia rodem z liceum…
„Projekt Hail Mary” nie jest powieścią z tych ambitnych, dywagujących na temat ludzkiej natury i tego, dokąd zmierza ludzkość (jakoś zawsze im wychodzi, że ku zagładzie). Ale to świetna, inteligentna rozrywka. I widać nie tylko ja tak sądzę, bo „Projekt Hail Mary” stał się bestsellerem w księgarni TaniaKsiazka.pl. Sama już niecierpliwie czekam na ekranizację, a wam polecam w tym czasie przeczytać książkę.
Książkę otrzymałam od księgarni TaniaKsiazka.pl
Tytuł: Projekt Hail Mary
Autor: Andy Weir
Tytuł oryginalny: Project Hail Mary
Tłumacz: Radosław Madejski
Wydawnictwo: Akurat
Rok: 2021
Stron: 510
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.