wtorek, 15 czerwca 2021

"Magia kąsa" Kate Daniels

Serię o Kate Daniels autorstwa Ilony Andrews (tak, wiem, że to pseudonim) polecano mi wielokrotnie i zawsze, kiedy pytałam na facebookowych grupach o miłą, lekką lekturę. W końcu nadszedł ten dzień i zabrałam się za książkę. Wrażenie okazało się przedziwne, z wielu powodów.

Kate Daniels jest najemniczką w postapokaiptycznej wersji naszego świata. Katastrofą tym razem było nagłe pojawienie się magii, która nie wpłynęła zbyt dobrze na technologię. Pewnego popołudnia Kate dowiaduje się, że człowiek, który opiekował się nią po śmierci rodziców, został zamordowany. Dziewczyna oczywiście musi dowiedzieć się, kto za tym stoi, a w tym celu musi współpracować z dwoma znacznymi siłami magicznego porządku: rycerzami Zakonu oraz Gromadą zmiennokształtnych.

Wiecie co, mam bardzo wyraźną wizję tego, jak powstała seria o Kate Daniels: autorka przeczytała sobie „Akta Dresdena” i stwierdziła „No super to jest, ale byłoby lepsze z żeńską bohaterką. Napiszę to!” i puf! Tak powstała „Magia kąsa”. Obie serie korzystają z tak podobnego rekwizytorium, że nie mogę uwierzyć w przypadek. I Kate, i Harry są osobami obdarzonymi mocą magiczną, próbującymi utrzymać się z drobnych zleceń. Oboje zostali w dzieciństwie osieroceni i byli wychowywani przez bardzo potężnych opiekunów. Oboje dostają do rozwiązania sprawy kryminalne, które należy rozwiązać na przestrzeni kilku dni do tygodnia. W obu przypadkach narracja wrzuca nas bez większych tłumaczeń w sam środek świata przedstawionego i bombarduje różnej wielkości fragmentami informacji. Oboje bohaterów autorzy lubią mocno fizycznie i psychicznie sponiewierać. Mogłabym tak jeszcze trochę wymieniać. Czytanie powieści w tylu punktach zbieżnej z powieścią innego autora, było doświadczeniem bardzo dziwnym. Choć trudno mi tę wtórność jednoznacznie uznać za wadę: w końcu lubimy piosenki, które znamy, a ja po książkę Andrews sięgnęłam z nadzieją na łatwe, lekkie i przyjemne czytadło a nie na literacką ucztę.

Przy czym oczywiście występują też pewne różnice. Tą, którą widać na pierwszy rzut oka jest fakt, że powieść Ilony Andrews jest słabiej napisana. Aczkolwiek składam to na karb debiutu (a słyszałam też, że polski przekład dorzuca swoje) i mam nadzieję, że autorka w kolejnych tomach się wyrobi. Po prawdzie, to już tutaj koniec powieści jest napisany lepiej niż początek, więc szanse są. Główne różnice jednak tkwią w bohaterach.

Widzicie, Harry’ego Dresdena uwielbiam, bo wykazuje dokładnie taki zestaw cech, jakie uwielbiam w przypadku bohaterów rozrywkowych czytadeł. Kate za to jest zupełnie inna. Dziewczyna ma 24 lata, a zachowuje się jak zbuntowana nastolatka. Ciągle ma ochotę kogoś zabić, łatwo wpada w tryb „na złość mamie odmrożę sobie uszy”, kieruje się jakąś dziwacznie pojętą niezależnością i każdemu koniecznie musi odpowiedzieć ciętą ripostą. Dodatkowo z prawie każdym bohaterem płci męskiej musi się koniecznie przerzucać gimbazjalnymi żarcikami o seksie… Krótko mówiąc, jest bohaterką irytującą, niedojrzałą i upartą. Ale na końcu powieści postanawia się trochę zmienić, więc jest nadzieja. Główna postać męska, Curran, to tak przerysowany samiec alfa (dość dosłownie zresztą, bo jako władca Gromady zmiennokształtnych tym właśnie jest), że za każdym razem kiedy czytałam o jego prężeniu muskułów czy niewypowiedzianych groźbach nie mogłam się powstrzymać od przewracania oczami. Autorka wyraźnie szykuje go na love interest bohaterki, więc oboje dużo się czubią, bo wiadomo, że kto się czubi, ten się lubi. Większość ich bezpośrednich dialogów to żenujący festiwal ciętych ripost i żałosnych seksualnych żarcików. No jakby się czytało messengera zbuntowanych nastolatków.

Czytając te moje narzekania, możecie zadać sobie pytanie, dlaczego ja to właściwie czytam. Już wyjaśniam. Po pierwsze, to jest idealnie napisane jak na lekkie czytadło: język prosty, przezroczysty niemal, sprawia, że strony czytają się same. W dodatku akcja pędzi wartko, wciąż dostarczając nowej motywacji, żeby przewrócić kartkę. Ponadto autorka ma całkiem ciekawe pomysły na fabułę, a i świat, który stworzyła, oferuje jeszcze sporo tajemnic do odkrycia.

Idzie lato, niedługo zalegniemy na leżaczkach z książka albo będziemy szukali lekkiej lektury, coby zbytnio nie nadwerężać mózgu po męczącej, górskiej wycieczce. Książki z serii o Kate Daniels są idealne na taką okazję: ciągle coś się w nich dzieje, więc łatwo się skupić na opowieści, napisane jest to prosto, więc nie wymaga wiele wysiłku i całkiem ładnie wciąga. Dlatego mam zamiar kontynuować przygodę z serią, bo właśnie ukazał się po polsku ostatni tom. A że całość jest na Legimi, to nawet nie muszę dopłacać do tego interesu.
 
Tytuł: Magia kąsa
Autor: Ilona Andrews
Tytuł oryginalny: Magic Bites
Tłumacz: Anna Czapla
Cykl: Akta Dresdena
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2017
Stron: 438

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...